niedziela, 16 kwietnia 2023

Recenzja Gluttony „Drogulus”

 

Gluttony

„Drogulus”

Bestial Invasion 2023

Macie ochotę na kolejną porcję szwedzkiego śmierć metalu? W zasadzie po tym, jak sobie na to pytanie odpowiecie, można by postawić kropkę. Bo jeśli z waszych ust padnie odpowiedź przecząca, to w zasadzie dalsze czytanie możecie sobie darować. Powód jest banalny. Na „Drogulus” nie znajdziecie niczego, czego byśmy już wcześniej nie słyszeli. Szwedzi na swoim trzecim długograju kultywują rodzime tradycje mające początki w końcówce lat osiemdziesiątych, kiedy to Nihilist nagrali swoje demówki i przewartościowali system. Przez te trzydzieści lat z plusem płyt w podobnym stylu zostało nagranych tysiące. Jedne lepsze, inne gorsze, przekrój jest naprawdę ogromny. Gdzie w tym piaszczystym mieleniu swoje miejsce ma Gluttony? Gdybym miał bawić się w rysowanie wykresów, to ekipę Andersa Häréna, bo to on samodzielnie zapoczątkował granie pod tym szyldem, umieściłbym gdzieś ciut powyżej kreski oznaczającej średnią przeciętną. Oznacza to ni mniej, ni więcej, jak to, iż każdemu maniakowi rzeczonego stylu album ten powinien wejść swobodnie, bez wywoływania grymasów na twarzy niczym po ciepłej wódce. Jeśli ktoś natomiast klonami Entombed i Dismember się przejadł i więcej w siebie nie wmusi, to po „Drogulus” faktycznie może poczuć mdłości. Nie ma chyba sensu rozpisywać się w detalach nad składowymi pod tytułem charakterystyczne brzmienie, d-beaty, rytmiczne akordy i typowe dla Sztokholmu melodie. Każdy przecież wie o co chodzi. To wszystko tu jest, poskładane jak instrukcja obsługi nakazała, odpowiednio urozmaicone i okraszone rasowym growlem. Płyta trwa niecałe czterdzieści minut i zawiera jedenaście kompozycji. Czy muszę coś jeszcze dodawać? Każdy z was już przecież wie co z tym zrobi.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz