Litost
„Pathos”
Blood Fire Death 2023
Zespół
ten, składający się z czterech muzyków, powstał w 2015 roku na terenie
Hiszpanii. Cztery lata temu wydał swój debiut, a teraz powraca z drugą
produkcją, aby zostawić po sobie kolejny ślad. Nie mam bladego pojęcia co
zawierał pierwszy album Litost, ale „Pathos” to trochę ponad pół godziny
dziwnego mariażu melodyjnego death metalu z jego czarcią odmianą i crustu. Cóż,
obecna scena chce się rozwijać, czerpiąc z różnych źródeł i tym samym udowadniać
jak bardzo jest twórcza. Tym razem zaowocowało to mieszanką dobrze znanych z
harmonijnego śmierć metalu riffów, których przebojowość święciła już kiedyś
triumfy głównie w Skandynawii. Między nie nasi Hiszpanie wplatają całkiem
ciekawe dysonansowe tremolo jak i bardziej tradycyjne szarpanie strun,
przywodzące skojarzenia z thrashowym akordami. W momentach czysto blackowych
brzmi to dość interesująco., bo dostajemy wtedy dawkę zdecydowanego i
agresywnego kostkowania, a jego wydźwięk przypominać może trochę Mayhem z
późniejszego okresu, trochę Enslaved czy nawet Borknagar. Niestety odpływy
muzyków w rejony chwytliwego death metalu, a nawet kuszenie się na progresywne
elementy wszystko psuje. Zwarte przebłyski w twórczości tego kwartetu rozmywają
się niepotrzebnie i odnoszę wrażenie, że dzieje się to przez dziwne ambicje, za
sprawą których panowie z Walencji pragną udowodnić jak bardzo potrafią być
wszechstronni i postępowi. Chyba dlatego też do całości dokładają metalcorowo
pobrzmiewające wokale, które w zestawieniu z tym jakże „wysmakowanym”
połączeniem poszczególnych gatunków, budzą we mnie totalną konsternację. Niewątpliwie
fani Harakiri For The Sky lub Der Weg Einer Freiheit będą zainteresowani.
Bawcie się dziewczęta i chłopcy, lecz beze mnie. Ja spierdalam pod
powierzchnię.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz