niedziela, 2 kwietnia 2023

Recenzja Litost „Pathos”

 

Litost

„Pathos”

Blood Fire Death 2023

Zespół ten, składający się z czterech muzyków, powstał w 2015 roku na terenie Hiszpanii. Cztery lata temu wydał swój debiut, a teraz powraca z drugą produkcją, aby zostawić po sobie kolejny ślad. Nie mam bladego pojęcia co zawierał pierwszy album Litost, ale „Pathos” to trochę ponad pół godziny dziwnego mariażu melodyjnego death metalu z jego czarcią odmianą i crustu. Cóż, obecna scena chce się rozwijać, czerpiąc z różnych źródeł i tym samym udowadniać jak bardzo jest twórcza. Tym razem zaowocowało to mieszanką dobrze znanych z harmonijnego śmierć metalu riffów, których przebojowość święciła już kiedyś triumfy głównie w Skandynawii. Między nie nasi Hiszpanie wplatają całkiem ciekawe dysonansowe tremolo jak i bardziej tradycyjne szarpanie strun, przywodzące skojarzenia z thrashowym akordami. W momentach czysto blackowych brzmi to dość interesująco., bo dostajemy wtedy dawkę zdecydowanego i agresywnego kostkowania, a jego wydźwięk przypominać może trochę Mayhem z późniejszego okresu, trochę Enslaved czy nawet Borknagar. Niestety odpływy muzyków w rejony chwytliwego death metalu, a nawet kuszenie się na progresywne elementy wszystko psuje. Zwarte przebłyski w twórczości tego kwartetu rozmywają się niepotrzebnie i odnoszę wrażenie, że dzieje się to przez dziwne ambicje, za sprawą których panowie z Walencji pragną udowodnić jak bardzo potrafią być wszechstronni i postępowi. Chyba dlatego też do całości dokładają metalcorowo pobrzmiewające wokale, które w zestawieniu z tym jakże „wysmakowanym” połączeniem poszczególnych gatunków, budzą we mnie totalną konsternację. Niewątpliwie fani Harakiri For The Sky lub Der Weg Einer Freiheit będą zainteresowani. Bawcie się dziewczęta i chłopcy, lecz beze mnie. Ja spierdalam pod powierzchnię.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz