„Obiasot Dwybat Ptnotun”
Debemur Morti Productions 2023
Brazylijscy
bluźniercy z Anarkhon uderzyli ze swym piątym albumem długogrającym i…ponownie
kurwa zmiażdżyli! Nie myśleliście chyba, że napiszę, iż dali ciała? Mam
wrażenie zresztą, że prędzej wieloryb przeszedłby przez ucho igielne, niżby ta
horda miała nagrać słaby materiał. Wrażenia i domysły odłóżmy jednak na bok, a
skupmy się na faktach. „Obiasot…” to zatem w prostej linii kontynuacja i
rozkwit programowej tendencji rozpoczętej na „Phantasmagorical…”. Ponownie więc
zalewa nas smolisty, ciężki, ołowiany Death Metal, który niszczy wszystko, co
znajdzie się w jego polu rażenia. A pole to promień posiada naprawdę rozległy,
a i okrucieństwo tego krążka praktycznie nie zna granic. Album ten smaga
słuchacza przytłaczającymi erupcjami bitumicznych bębnów popartych wściekłymi
fluktuacjami złowrogiego, rozrywającego basu. Zagęszczone potwornie interwały
brutalnych, przerażających riffów przetaczają się nad głowami, wywołują strach
i burzą poczucie wewnętrznego komfortu, a jednocześnie hipnotyzują i wciągają w
piekielne, przepastne głębiny, gdzie trzeba mierzyć się co rusz z gniewem
demonicznych istot. Wokalnie natomiast ta płytka to pokaz nieokiełznanego,
bezdusznego bluźnierstwa i obskurnej profanacji. Tyle w kwestii ogólnej. Gdy
jednak zatopimy się w diabelskie szczegóły (wiadomo wszak, że w nich tkwi sam
Szatan) i bogatą ornamentykę rodem z otchłani zaświatów, to natkniemy się tu na
przepastne, popaprane, dysonansowe faktury, potężne, atonalne akordy, niejasne,
wijące się jakby na drugim planie, zaciekłe, odurzające, delirycznie
meandrujące melodie, halucynogenne, transowe zniekształcenia metrum, jak i
kierujące się mocniej w stronę Black Metalu szorstkie, zimne struktury
niektórych fragmentów tego materiału. A to tylko wierzchołek góry lodowej,
która rozjebała Titanica, gdyż owych smaczków jest tu od chuja i jeszcze
trochę, a poza tym mam wrażenie, że część z nich odbieramy niemal wyłącznie na
poziomie podprogowym. Chwilami dosłownie brak słów, aby opisać to, co dzieje
się na tym krążku. A skoro ich brak, to nie ma co na silę bić piany. Podsumujmy
więc. „Obiasot Deybat Ptnotun” to oszałamiający, złożony, brutalny album, nad
którym unosi się atmosfera tak zawiesista, złowieszcza, obrazoburcza i
przesycona grobową ciemnością, że aż gotuje się przysadka mózgowa. Płyta roku?
Czas pokaże, trochę jeszcze za wcześnie, aby to wyrokować. Niewątpliwie jednak
bardzo mocna ku temu kandydatura.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz