Death
Vanish
„Hermitic
Fire” E.P.
Eternal Death 2023
Death
Vanish to jednoosobowy projekt, który powstał w 2017 roku, a do życia powołał
go niejaki Valder, znany z między innymi takich zespołów jak One Master i
Lustrum. Jego najnowsza epka to pięć kawałków black metalu o mocno
undergroundowym wydźwięku, przywołującym skojarzenia z wyziewami innych, ale
też amerykańskich grup, czyli Ninnixu lub Pestiferous. To co wydobywa się z
głośników po włączeniu „Hermitic Fire” jest barbarzyńskich atakiem na narządy
słuchowe. Wydobywające się z jakiejś piwnicy toporne riffy przy akompaniamencie
równie prymitywnej sekcji rytmicznej, brutalnie atakują nasze zmysły oraz
wylewają na nas wiadro najgorszych bluźnierstw. Z początkiem drugiego numeru
„From Down There” sprawy ulegają zmianie. Prymitywny bleczur zamienia się w
mozolnie toczący się rytuał, na który składają się wolne i rytmiczne akordy,
płynące dostojnie niczym modlitwa w towarzystwie wręcz religijnych,
syntezatorowych dźwięków. Trzeci „Old Magick And Tyrant” kontynuuje kurs
wytyczony przez jego poprzednika z tym, że ta upiorna suplikacja zamienia się w
hipnotyczny i nieśpieszny noise o równie rytualnym charakterze. Dwa ostatnie
utwory są powrotem do gitarowego grania. To proste jak budowa cepa kompozycje,
będące ukłonem w stronę krajanów Valdera z Profanatica. Tony lecą tutaj w
zmiennych tempach, lecz dominują te średnie i wolne. Tylko niekiedy instrumenty
zrywają się do szybszej łupaniny, która i tak porusza się przed siebie jakby
miała wędzidło w pysku. Do całości twórca dołożył swoje dość nienawistne oraz
obrazoburcze wokale, delikatnie potraktowane pogłosem, co skutecznie pogłębiło
wrażenie, że ta zimna i antyludzka muzyka wydobywa się ze stęchłych katakumb.
Tylko dla wielbicieli nieskomplikowanego, a także piwnicznego black metalu, o
liturgicznym usposobieniu.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz