Dione
„Cosmosphere”
Self-released
2023
Dione to kolejny band Krystiana Łukaszewicza,
młodego muzyka, który to maczał uprzednio paluchy w debiucie Deathspawn, a
całkiem niedawno mocno mnie zaskoczył za sprawą swojego solowego projektu pod
nazwą Embarla Firgasto. Tym razem człowiek ten wypływa pod kolejnym szyldem,
serwując muzykę znów nieco z innej beczki. I tak słuchając zapętlonego
„Cosmosphere” zastanawiam się, czy choćby nasi krajowi wydawcy są głusi, czy po
prostu po wygenerowaniu wykresów kołowych przeliczają ilość wytłoczonych płyt
na złotówki. To, że ten facet sam sobie wypuszcza płyty, za co mu chwała, to
jest jakieś wielkie nieporozumienie. Ale na bok dywagacje. Co my tu mamy…
Cztery kawałki solidnie zakręconego amalgamentu death i black metalu, ze
zdecydowanym akcentem na ten pierwszy. Szaleńczą mieszankę riffów,
przeplatających się i mnożących przez pączkowanie, bogatych w atonalne
zagrywki, poniewierających i biczujących bezlitośnie po plecach, nieprzeciętnie
wciągających i uzależniających. Pełnych agresji, wściekłości, jednocześnie
pięknych i przemawiających do najgłębszych pokładów duszy. Porównania? Jasne.
Nie jest chyba tajemnicą, iż wspomniany muzyk wyraźnie inspiruje się choćby
dokonaniami Ulcerate czy całym wachlarzem sceny francuskiej, by wymienić
jedynie Deathspell Omega i Blut Aus Nord. Rzecz w tym, że nawet jeśli te
dźwięki nie należą do odkrywczych, to sposób w jaki kompozytor układa klocki po
swojemu może budzić najwyższe uznanie. Takież wywoływać mogą także umiejętności
techniczne muzyka, choć przyznać trzeba, że bynajmniej nie mamy tu kombinowania
dla zasady, bo wszystko się do siebie idealnie klei i tworzy coś na kształt
rozpędzonego tornado o średniej sile rażenia a chwilowe wyciszenia są jedynie
krótką chwilą dającą złudne nadzieję na poprawę pogody. Świetnie śmiga tu też,
jakże ważna przy tego rodzaju dźwiękach, sekcja rytmiczna a i wokale nie
pozostawiają powodów do marudzenia. Materiał brzmi co prawda nieco bardziej
nowocześnie, ale przyznać należy, że przy takiej ilości powplatanych niuansów
inaczej chyba być nie może. Na pewno nie można stwierdzić, że brak mu
pierdolnięcia, bo „Cosmpsphere” tyra na całej szerokości. Szkoda, że to tylko
niecałe dwadzieścia minut, ale jak na zajawkę czegoś większego musi wystarczyć.
Naprawdę dobry kocioł.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz