niedziela, 2 kwietnia 2023

Recenzja MROME „Leech Ghetto”

 

MROME

„Leech Ghetto”

Wytwórnia Płyt Wartościowych / Independent 2019

Słowo się rzekło, kobyłka u płota, jak to mawiali starożytni Słowianie. Miał być tryb pilny poznawania następnych pozycji z dyskografii Mrome, więc oto recka kolejnej produkcji zespołu. Tym razem na ząb zapodałem sobie trzeci, duży materiał tej grupy, który ochrzczono imieniem „Leech Ghetto”. Przeżułem ten materiał niespiesznie i dosyć dokładnie kilka razy i powiem Wam jak na spowiedzi u ojca Rydzyka, że Mrome cały czas tworzy muzykę intrygującą, ciekawą i wciągającą, choć już nieco inną, niż na poprzednim albumie. Oczywiście są pewne punkty styczne (jak choćby wałek „Twarz Niezawisła”), po których poznajemy, że obie płyty nagrał ten sam zespół, jednak na „Leech…” środek ciężkości został przesunięty zdecydowanie w stronę rzęsistego, technicznego Thrash Metalu (co mnie akurat absolutnie nie martwi). Podstawy są tu zdecydowanie tradycyjne. Zespół pełnymi garściami czerpie inspiracje z najlepszych płyt Anthrax, Sacred Reich, czy starego Megadeth. Te na wskroś klasyczne wzorce panowie przepuszczają jednak przez filtry swych indywidualnych zapatrywań i fascynacji, dzięki czemu zawarte na tej płycie dźwięki są zarówno oryginalne, jak i poniewierające w cztery dupy. Sporo tu zmian tempa i rytmu, choć zespół nie stosuje mętnych, ciężkich do ogarnięcia przez słuchacza polirytmii, czy też śmigających z prędkością światła rozwiązań gitarowych. Technicznych riffów i dopracowanych partii solowych jest co prawda na tej płycie naprawdę sporo, ale równie dużo tu (jakby dla równowagi) mocnych akordów o epickim klimacie i nieco bardziej nastrojowych, niemal Doom Metalowych, jednak stosunkowo surowych akcentów, które przywodzą nieco na myśl wczesną twórczość Morgana Lefay, czy nawet Nevermore. Niektóre harmonie sugerują natomiast wyraźnie, że zespół odważnie sięga także po rozwiązania znane z Death i Black Metalowego poletka. Wróćmy jeszcze do sekcji rytmicznej. Zarówno bębny, jak i wyraźnie zaznaczony, nierzadko konkretnie zakręcony bas rzeźbią precyzyjnie, ale i z dużą intensywnością, więc materiał ten posiada naprawdę soczysty groove o grubych krawędziach. Nad całością cały czas unosi się jednak mroczna natura tej muzyki, która sprawia, że materiał ten trafi zapewne w niejedne gusta. Nie wspomniałem jeszcze o wokalach, a to również ważna część tego albumu (wszak swego głosu użyczył tu w kilku wałkach sam Ataman Tolovy). Tak więc w jedną całość łączy się tu kilka stylów wokalnych, a powstały z tego konglomerat wybornie uzupełnia warstwę instrumentalną, dodając jej złowróżbnego, nihilistycznego posmaku. „Leech Ghetto” nie jest z pewnością płytą dla każdego, jednak wszyscy, poszukujący ciekawej, niejednoznacznej, niepokojącej muzyki, która potrafi wciągnąć w kreowany przez siebie mizantropijny, przesycony ciemnością świat powinni sprawdzić ten krążek. Bardzo prawdopodobne bowiem, że właśnie czegoś takiego wypatrywali.

 

Hatzamoth

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz