Ulthar
„Helionomicon”
20 Buck Spin 2023
Amerykański
Ulthar w lutym tego roku wrócił z dwoma albumami jednocześnie. Jednym z nich
jest „Anthronomicon”, na którym ci trzej panowie kontynuują swoją wizję na
death-black metal. Zawiera on osiem kawałków brutalnego i zarazem technicznego
grania, któremu towarzyszy wyraźny swąd piekła. Jest to dość świeże i trochę
awangardowe spojrzenie na ten gatunek, pełne połamanych riffów i wysokotonowych
schizofrenicznych zagrywek. Jednak ambicje zespołu sięgają chyba trochę dalej,
gdyż siostrzany „Helionomicon”, składający się tylko z dwóch utworów, gdzie
każdy z nich trwa dwadzieścia minut, przedstawia dużo bardziej innowacyjne
podejście do tworzenia mrocznej muzyki. Drugą część tego dyptyku otwiera numer
tytułowy. Po krótkim wstępie ruszają ostro do przodu gęste gitary wraz z sekcją
rytmiczną. Chłopcy dwoją się i troją tak jakby od samego początku chcieli
zdmuchnąć wszystko z powierzchni ziemi. Ten galop z lekkimi zwolnieniami trwa
przez całą długość kompozycji. Wypełniony jest nieoczywistymi i dysharmonijnymi
akordami, w których znaleźć można pełno dysonansów oraz zawiłych i wkręcających
się w aparat słuchowy ekscesów. W „Helionomicon” dostajemy całą gamę form
stylistycznych, które jawią się jako abstrakcyjna podróż przez cały przekrój
współczesnego metalu śmierci. Jest tu dość intensywnie, a chwilę wytchnienia
dostaniemy dopiero po trzynastu minutach, kiedy to gość od wiosła zapragnie
pobrzdąkać na swym instrumencie. Drugi wałek zatytułowany tak samo jak
poprzednia bliźniacza produkcja, czyli „Anthronomicon” jest trochę bardziej
zjadliwy. Budowa jego jest raczej liniowa i pozostaje w jednej estetyce. To po
prostu dysonansowo-techniczny death metal doprawiony parzystokopytną rogacizną,
wypełniony ciężkimi i zajadłymi riffami, a także posępnymi tremolo, nawiązujący
charakterem do wcześniejszego ośmioutworowego albumu. Płyta została oczywiście
okraszona złowrogimi growlami i nienawistnymi krzykami, które odpowiednio
dopełniają to wydawnictwo. Czy wydanie „Helionomicon” w tym samym czasie co
„Anthronomicon”, to trafiony zabieg? Moim zdaniem nie do końca, gdyż obydwie
płyty różnią się od siebie, a dążenie do bycia oryginalnym i chęć, aby za
wszelką cenę wyróżnić się z tłumu, zaowocowało dwoma w gruncie rzeczy nieco na
wyrost zawiłymi utworami, z których nic konkretnego nie wynika. Sami oceńcie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz