Barditus
„Dein Schwert”
Purity Through Fire 2023
Ależ się wczoraj uśmiałem, mówię wam. Wszystko za
sprawą debiutanckiego mini albumu Barditus. Już fotka promocyjna jest
zajebista. Znajduje się na niej dwóch kolesi, w tym jeden wyglądający jak marynarz. Ponoć w skład
duetu wchodzi członek, uwaga, „kultowego” Orplid… Nie znam, widocznie czczę
inne bóstwa. Muzyka która znajdziemy na „Dein Schwert” to neofolkowe
przyśpiewki z gitarą akustyczną. Coś na kształt piosenek ogniskowych, chwilami
skocznych, gdzie indziej komitragicznych. Pitoli sobie ta gitarka przy lekkim
akompaniamencie bębnów, momentami w tle pojawiają się minimalistyczne klawisze albo wejdzie gitara
elektryczna, robiąca jakiś dziwny szum, bo to ani konkretne kostkowanie ani
tremolo. Staram się coś w z tego wyłapać, ale za bardzo nie ma tu na czym ucha
zawiesić, bo brzmi to jak nauka gry na akustyku dla letko zaawansowanych. Ale
nie to jest najlepsze. Wokalista swoim śpiewem może autentycznie wywoływać
eksplozje śmiechu. Słyszeliście kiedyś zamkowego, najebanego w trzy dupy barda,
snującego swoje opowieści w języku naszych zachodnich sąsiadów? Nie? No to
tutaj macie okazje. Śpiewak wyraźnie podchodzi do swojego zadania bardzo
ambitnie i stara się z zaangażowaniem akcentować ważniejsze frazy. Chyba, bo
nie uczyłem się w szkole niemieckiego zbyt pilnie więc, poza „blut”, „legende” i „adrenalin” niewiele
do mnie trafia. Podobnie jak to jednostajne ludowe plumkanie. Nie wiem co
skłoniło Purity Through Fire, jakby nie patrzeć wytwórnię kojarzącą się raczej
z black metalem, do wydania Barditusowi tego kloca. Może rzeczony marynarz
przywiózł z dalekich krain jakieś ekstra zioło, po którym te cztery numery
zdają się być kunsztem wysokich lotów. Dla mnie, nawet w kategorii folk, czyli
dość odległej moim zainteresowaniom, „Dein Schwert” jest pozycją do
natychmiastowego spuszczenia w kiblu. Mimo iż całość trwa niewiele ponad
dwadzieścia minut, to i tak uważam to za roztrwonienie czasu. Beznadzieja.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz