poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Recenzja Kaal Akuma „Turiya”

 

Kaal Akuma

„Turiya”

Nuclear Winter Rec. 2023

Było przed chwilą o Kaal Nagini, to teraz będzie o Kaal Akuma. A bo i zespół podobnie egzotyczny, i nazwa niemal bliźniacza. Kaal Akuma są z Bangladeszu. Wiadomo, stolica death metalu jak się patrzy. No dobra, może niekoniecznie. Zatem do rzeczy. „Turiya” to nieco ponad dwadzieścia minut śmierć metalu o zerowej oryginalności. Panowie upodobali sobie lata dziewięćdziesiąte w wykonaniu zamorskim i temu stylowi hailują. Co oni tam lubią… Jest sporo patentów podpatrzonych u Immolation, są zwolnienia charakterystyczne dla Incantation, jest mnóstwo pomysłów które przychodziły do głowy klasykom zarówno z Florydy jak i Nowego Yorku, no generalnie przekrojówka. I że co, tylko odtwórczość, nic nowego? No może i nic, ale za to liczy się wykon. Kaal Akuma potrafią konkretnie pozbierać do kupy stare, znane pomysły, skondensować je i przyjebać z orthodoxa prosto w ryj. Nie ma tu jakichś wyścigów, większość utrzymana jest w średnim lub średnio-szybkim tempie z tendencjami do nagłych, często niekontrolowanych zrywów czy też charakterystycznych zjazdów po gryfie. Bandladeszowianie wrzucają do swojego kotła zarówno elementy totalnie prymitywne, zalatujące na kilometr kwadraturą, jak i wejścia, które zagrać jednak trza umieć. Gdzieniegdzie nawet podrasują wszystko delikatnym dysonansem.  A że brzmi to wszystko raczej prymitywnie, i ozdobione jest dość mocnym growlokrzykiem, to słucha się tego po prostu  zajebiście. Naprawdę, czasem nie trzeba się zbytnio wysilać na innowacje, by dojebać do pieca wyjątkowo solidnym death metalem, który maniakom starego stylu mocno połechcze mosznę. Azaliż powiadam wam, zerknijcie sobie na ten krótki matex, bo może jaj nie urywa, ale jak mi tu wymienicie z biegu lepszą kapelę z Bangladeszu ,to stawiam kratę piwa. Tyle w temacie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz