TAKAFUMI
MATSUBARA
„Strange,
Beautiful and Fast”
Selfmadegod
Records 2019
Takafumi Matsubara
to postać doskonale znana w świecie ekstremalnych, grindujących
dźwięków. Odpowiada on m.in. za takie projekty jak: Gridlink,
Mortalized, czy Retortion Terror, że wymienię tylko te bardziej
znane. „Strange…” to pierwsza solowa płyta tego twórcy, która
poza ukazaniem muzycznych wizji japońskiego ekstremisty upamiętnia
również jego zmarłego na raka przyjaciela (Hee Chung), który
udzielał się w Unholy Grave. Skrzyknął sobie zatem ów jegomość
do pomocy w realizacji tego przedsięwzięcia znajomych z P.L.F.,
Unholy Grave, Cognizant, Organ Dealer, Merzbow, Total Fucking
Destruction, Wormrot, Noisear, Maruta, Antigama, Kill the Client,
Full of Hell i zarejestrował płytę, która niszczy obiekty. Ten
album to kawał miażdżącego Grindcore’a, który niczym olbrzymie
tornado roznosi wszystko w pizdu, a po jego przejściu nie zostaje
kamień na kamieniu. Nie jest to jednak li tylko bezrozumny nakurw.
Strukturalnie to niewątpliwie Grindcore, jednak mnogość pomysłów,
jakie można tu usłyszeć, o ile oczywiście się za tym wszystkim
nadąży, może przyprawić o zawroty głowy, szum w uszach i luźny,
krwawy stolec. Znajdujemy to bowiem jadowite riffy o Thrash’owym
rodowodzie, pokręcone, psychodeliczne patenty, sporo brudnego,
agresywnego niczym rój wkurwionych szerszeni punka, mocarne strzały
w ryj charakterystyczne dla klasycznego, rasowego hardcore’a, a to
jeszcze nie koniec. Można tu także wyłapać całą masę elementów
z obłąkanych, ekstremalnych, patologicznych, metalowych
podgatunków, a wszystko to przyprawione odrobiną rozedrganych,
schizoidalnych melodii i wokalami, których amplituda waha się od
brutalnych growli po histeryczny płacz. Niepotrzebnie tylko przy
końcu albumu panowie wrzucili w ten okrutny kocioł małą,
hip-hop’ową kupę, no ale cóż można na to poradzić, trzeba to
przełknąć. Trochę kojarzy mi się to szaleństwo z Brutal Truth i
ich „Sounds of the Animal Kingdom”. Z racji tego, że praktycznie
w każdym wałku uczestniczą inni muzycy (poza Takafumi’m na
wiośle) całość brzmi trochę bardziej jak dobrze zestawiona
kompilacja niż regularny album, wszystko to jednak niczym potężna
klamra spina grind’owe szaleństwo. Brutalny i okrutny, ale zarazem
jak mówi tytuł, dziwny, piękny i szybki to album. Płyta, obok
której wszystkim maniakom ekstremy nie wypada przejść obojętnie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz