Mordhell
"Suffer
In Hell"
Pagan
Records 2011
Dziś
bardzo nietypowo. Gównie dlatego, iż ten album ukazał się
dziewięć lat temu. Co zatem skłoniło mnie do nabazgrania o nim
kilku słów? Cóż, może się to niektórym wydać śmieszne, inni
wyzwą mnie od ignorantów (też mi kurwa nowość!), lecz faktem
pozostanie, że pierwszą poważną styczność z Mordhell miałem
kilka tygodni temu dzięki splitowi wydanemu przez Under the Sign of
Garazel. Postanowiłem zatem nadrobić zaległości, gdyż muzyka
tworzona przez ten band ostro mną pozamiatała. "Suffer In
Hell" to drugi album poznaniaków przynoszący trzydzieści
siedem minut dokładnie takiego black metalu za jakim niezmiernie
tęsknię. Najbardziej od czasu, rozpadu Carpathian Forest oraz
obraniu mocno hejwimetalowego kursu przez Darkthrone. W muzyce
Mordhell inspiracji zaczerpniętych z tych dwóch zespołów nie
brakuje. Można nawet powiedzieć, że kwartet próbuje kopiować
wykreowane przez Norwegów wzorce. I czyni to doprawdy w bardzo udany
sposób. Wszystkie zamieszczone na tym wydawnictwie utwory cechuje
przede wszystkim prostota i chwytliwość. To black metalowe
umpa-umpa, chwilami wpadające w niemal punkowy prymitywizm lub
rock'n'rollową skoczność trafia mnie momentalnie w czuły punkt.
Można odnieść wrażenie, że podobne rytmy mogliby wybijać Fred
Flinstone z Barneyem i bardzo słusznie bo ta muzyka jest wręcz
banalna. Nikt tu nie bawi się w zbędne urozmaicanie, po prostu
wjeżdża charakterystycznie melodyjny akord i goście jadą na nim
do końca utworu, po czym zmieniają chwyt i napierdalają kolejny
kawałek, równie mocno chwytliwy, surowy i bezpośredni. Nie ma w tej
muzyce drugiego dna. Jeśli nie przekonasz się do "Suffer In
Hell" po dwóch minutach, możesz spokojnie iść z ciocią na
lody. Brzmienie tego krążka jest równie proste co cała muzyka,
wali w chuj pleśnią i piwnicą. O taki black metal właśnie
walczyłem i walczył będę do końca dni moich. Zachodzę w głowę,
jak to możliwe, że nasze drogi nie zeszły się z Mordhell
wcześniej. W tej chwili to już nieistotne. Słucham tego materiału
z wielkim bananem na ryju i już nie mogę się doczekać nowej
płyty, która to ma ponoć nadejść prędzej, niż się wszyscy
spodziewają.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz