poniedziałek, 6 stycznia 2020

Recenzja VOID KING „Barren Dominion”


VOID KING
„Barren Dominion”
Off The Record Label 2019


Stan Indiana nazywany jest potocznie rejonem wielkich jezior. Wiadomo, że tam, gdzie jeziora, tam i także podmokłe tereny, na których lubią tworzyć się muliste, błotne kałuże oraz walące stęchlizną i rozkładem bagienka. Z tego właśnie stanu pochodzą muzycy Void King i chyba sporo czasu spędzali w okolicy tych wilgotnych miejsc, bowiem ich muzyka lepkiego szlamu ma w sobie sporo. Po tym wstępie zapewne już się domyślacie, że grupa ta rzeźbi w ciężkim, gliniastym Stoner/Doom Metalu. „Barren…” to drugi pełny album zespołu skierowany bardziej niż jego poprzednik w stronę klasycznego Doom, co mnie akurat cieszy. Oczywiście znajdziemy tu także nieco przykurzonych riffów, powodujących, że mokry piach zgrzyta nam między zębami, czy też śluzowatych, oblepionych gęstym, parującym osadem pasaży dźwiękowych, jednak podstawą są tu miażdżące, wgniatające w podłoże beczki, intensywny, druzgocący bas, tradycyjnie przeciągane, momentami trochę rozmyte, przytłaczające riffy i mocny, czysty wokal. Nie mogło na tej płycie także zabraknąć odrobiny psychodeli, więc osoby lubiące przy takiej muzie zapalić sobie coś innego, niż zwykłą fajkę pokoju mogą śmiało to uczynić. Żadnych fajerwerków tu nie uświadczysz, ale fajnie przetacza się przez narządy słuchu ta muza. Ciężar jest tu naprawdę spory, a i popłynąć można na jej skrzydłach w zamglone, wilgotne, duszne rejony nawet bez wspomagaczy.Trochę melancholii i zadumy także tu znajdziemy głównie dzięki emocjonalnym partiom wokalnym, które przypominają odrobinkę Scotta Weilanda. Brzmienie mocne, tłuste i dosyć klarowne, z odpowiednią ilością brudu i niewielkim kożuszkiem pleśni. Kojarzy mi się to wszystko z twórczością Saint Vitus, Sleep i Electric Wizards. Dobry, równy, potężny walec. Zwolennicy wilgotnego, zalatującego z lekka zgnilizną, gęstego, błotnistego bagna będą zadowoleni.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz