VOID KING
„Barren Dominion”
Off The Record Label 2019
Stan
Indiana nazywany jest potocznie rejonem wielkich jezior. Wiadomo, że tam, gdzie
jeziora, tam i także podmokłe tereny, na których lubią tworzyć się muliste,
błotne kałuże oraz walące stęchlizną i rozkładem bagienka. Z tego właśnie stanu
pochodzą muzycy Void King i chyba sporo czasu spędzali w
okolicy tych wilgotnych miejsc, bowiem ich muzyka lepkiego szlamu ma w sobie
sporo. Po tym wstępie zapewne już się domyślacie, że grupa ta rzeźbi w ciężkim,
gliniastym Stoner/Doom Metalu. „Barren…” to drugi pełny album zespołu
skierowany bardziej niż jego poprzednik w stronę klasycznego Doom, co mnie
akurat cieszy. Oczywiście znajdziemy tu także nieco przykurzonych riffów,
powodujących, że mokry piach zgrzyta nam między zębami, czy też śluzowatych,
oblepionych gęstym, parującym osadem pasaży dźwiękowych, jednak podstawą są tu
miażdżące, wgniatające w podłoże beczki, intensywny, druzgocący bas,
tradycyjnie przeciągane, momentami trochę rozmyte, przytłaczające riffy i
mocny, czysty wokal. Nie mogło na tej płycie także zabraknąć odrobiny psychodeli,
więc osoby lubiące przy takiej muzie zapalić sobie coś innego, niż zwykłą fajkę
pokoju mogą śmiało to uczynić. Żadnych fajerwerków tu nie uświadczysz, ale fajnie
przetacza się przez narządy słuchu ta muza. Ciężar jest tu naprawdę spory, a i
popłynąć można na jej skrzydłach w zamglone, wilgotne, duszne rejony nawet bez
wspomagaczy.Trochę melancholii i zadumy także tu znajdziemy głównie dzięki
emocjonalnym partiom wokalnym, które przypominają odrobinkę Scotta Weilanda. Brzmienie
mocne, tłuste i dosyć klarowne, z odpowiednią ilością brudu i niewielkim
kożuszkiem pleśni. Kojarzy mi się to wszystko z twórczością Saint Vitus, Sleep
i Electric Wizards. Dobry, równy, potężny walec. Zwolennicy wilgotnego,
zalatującego z lekka zgnilizną, gęstego, błotnistego bagna będą zadowoleni.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz