COFFIN CURSE
„Ceased To Be”
Memento Mori
2020
Chilijskie Coffin Curse czyli
duet Max Neira i Carlos Fuentes istnieje na deathmetalowej scenie od ośmiu lat
dorabiając się w tym czasie demówki, splitu i kilku Epek. Obaj muzycy wcześniej
zjedli zęby w szeregach takich formacji jak Inanna, Perpetuum czy Trimegisto i
to muzyczne doświadczenie przełożyło się na muzyczną zawartość „Ceased To Be”.
Debiutancki pełnograj z logiem Coffin Curse przynosi osiem klasycznych do
porzygu, deathmetalowych wałków, które pomimo że oryginalnością nie grzeszą, to
w jakiś dziwny sposób zwracają uwagę na to wydawnictwo. Szkielet tu stanowią
dynamiczne, ale relatywnie proste konstrukcje z pogranicza death i thrash
metalu.
Z grubsza można by powiedzieć, że
najnowsza propozycja Chilijczyków to coś pomiędzy debiutem Massacre, wczesnym
Malevolent Creation, a francuską szkołą death/thrashowego łojenia spod znaku
Agressor czy Massacry. Dużo tu dynamicznych riffów, sporo zmian tempa, kolejne
motywy zgrabnie wynikają jeden z drugiego nie gubiąc przy tym tempa i nie
sprawiając wrażenia toporności, nawet jeśli muzycy zapędzają się czasem w
wolniejsze rewiry. Podoba mi się to, w jaki sposób Ci goście wplatają nieco
ambitniejsze, bardziej techniczne wkrętki w te dość czytelne i przewidywalne
schematy. Niemal przez cały czas bas pływa tuż pod powierzchnią, gotowy do
wyłonienia się na pierwszy plan, riffy – raz lepsze raz gorsze – są i nie
zlewają się w jedną bezkształtną masę. Nad całością unosi się dobry, dolanowy
growl, nadający całości odrobinę bardziej smolistego charakteru. Drugą rzeczą,
którą stanowi o sile tej płyty są jebane przez większość metaluchów, niemodne
ostatnimi laty solówki. Techniczne, pełne przestrzeni, ale w żadnym wypadku
przydługie, perliste czy krystalicznie czyste. Wpuszczają one trochę powietrza,
ale w przypadku tego typu kompozycji dodające im smaczku. Lata
dziewięćdziesiąte pełną gębą. Szkoda tylko, że brzmienie jest nieco płaskie,
pozbawione głębi i mięsa, takie trochę suche.
Widać i słychać w tym graniu
muzyczne doświadczenie i to, że Ci goście grali kapelach o nieco innym profilu
i chyba to sprawia, że w jakiś sposób Coffin Curse wychyla się ponad
przeciętność. Nie zmienia to jednak faktu, że „Ceased To Be” to i tak co
najwyżej drugoligowy średniak bez perspektyw nie tylko na awans do elity, ale
nawet na zbliżenie się do powalczenia o to miano. Debiut Coffin Curse to dobra
płyta, której dobrze się słucha, do której niespecjalnie można się przeczepić,
ale wobec której niespecjalnie są powody, aby się rozpływać w pochwałach. Nic
nie wnosi ona do gatunku, nie zawojuje końcoworocznych podsumowań, nie będzie
płytą, która zagości w odtwarzaczu na dłużej. Można kupić, ale rokowania są
takie, że po kilku odsłuchach zostanie „półkownikiem”. Jeśli ktoś przeoczy to
wydawnictwo, to wiele nie straci. Jeśli ktoś poświęci jej kilka odsłuchów, ten
nie powinien czuć się rozczarowany. Ja słucham z entuzjazmem, ale do zakupu
nośnika nie będę namawiał.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz