środa, 15 stycznia 2020

Recenzja THE KRYPTIK „When the Shadows Rise”


THE KRYPTIK
„When the Shadows Rise”
Purity Through Fire 2019


Najnowszy, drugi pełny album duetu The Kryptik, to wypisz wymaluj skandynawski, symfoniczny Black Metal, jaki święcił swe triumfy jakieś 25 lat temu, tyle że zespół ten pochodzi z Brazylii. Połowa czytających już pewnie dostała mdłości, po czym oddała na plecy i dała sobie spokój z dalszym czytaniem, zakładam zatem, że druga połowa, która zdecydowała się pozostać jest w pewnym stopniu chociaż zainteresowana takim graniem i nie ucieka przed nim w góry, jak mój redakcyjny kolega Pan Jesusatan przed kabaretem Pietrzaka. Cóż zatem mamy na „When the Shadows Rise”? Wszystko, co charakteryzuje ten gatunek z całym jego inwentarzem. Wzniosłe, wszędobylskie klawisze, nasycone melodią, zimne riffy, wycofaną, zalatującą kartonem sekcję, typowy, blackowy scream i jakieś tam akustyczne popierdółki. Gęsto tu od zagrywek stosowanych ongiś przez Limbonic Art., OldMan’s Child, Tartaros, wczesny Dimmu Borgir, Emperor, czy Behemoth. Wszystko zgodnie z przepisami, a jednak czegoś tu brakuje. Kiedyś, gdy byłem piękny i młody jakoś bardziej wchodziły mi takie dźwięki, teraz posłuchać mogę, ale nie wywołuje to u mnie żadnych emocji. Jeżeli jednak w chwili słabości będę miał na coś takiego ochotę, to sięgnę z pewnością po „In the Nightside Eclipse”, czy „Moon in the Scorpio”, a nie po „When the Shadows Rise”. Nie jest to jednak śmierdząca kupa. Materiał ten, to poprawna, symfoniczna, Black Metalowa płyta, jakich wyszło już od chuja i jakich zapewne jeszcze w pizdu zostanie nagranych. Mnie ona nie rusza, ale zapewne znajdą się tacy, którzy łykną propozycję Brazylijczykówbez popitki, będzie im ona wyśmienicie smakować i nie raz ustawią się w kolejce po dokładkę. I to w zasadzie by było na tyle…

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz