poniedziałek, 20 stycznia 2020

Recenzja SEDER „Sunbled”


SEDER
„Sunbled”
Northern Silence Productions 2020

Materiał ten dosyć długo egzystował w sieci i wędrował po zakamarkach Internetu, zanim Northern Silence Productions wyłowiła go z tego wielkiego śmietnika i postanowiła wtłoczyć na srebrny dysk. Płytka ta została bowiem nagrana w 2018 roku, a dopiero dwa lata później doczekała się fizycznego nośnika. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, bowiem muzyka stworzona przez ten one man band ze Stanów ani mnie ziębi, ani parzy, jednym słowem wiochy nie ma, ale do obsrania bardzo daleko. Seder prezentuje bowiem rzetelny, szczery, ale w gruncie rzeczy przeciętny Black Metal zgłębiający piękno pustki i tajemnice natury oraz nieustannie poszukujący ezoterycznej, kosmicznej wiedzy. Jest to muzyka oparta na prostej sekcji, surowych, mizantropijnych, hipnotyzujących wiosłach i depresyjnym wokalu. Tradycyjnie pojawia się tu także ambientowy klawisz podkręcający atmosferę izolacji, opuszczenia i marności ludzkiej egzystencji wobec potęgi natury. Słychać, że korzenie tej muzyki sięgają połowy lat 90-tych, więc jest tu odpowiedni, mroczny feeling, niepokojąca, pesymistyczna aura i nihilizmu na morgi i hektary. Słucha się tego niezgorzej, bowiem brzmienie, mimo że surowe jest zarazem dosyć przestrzenne. Płyta z pewnością spodoba się wszystkim fanom klimatycznego, depresyjnego z lekka, posępnego Black Metalu, zresztą odnoszę wrażenie, że odpowiedzialny za ten projekt Gurthang dążący uparcie do chwalebnej, astralnej, gwiezdnej świadomości ma głęboko w dupie, komu przypadnie do gustu ten album. Niech więc zatem zgłębia on sobie swe nauki tajemne, a Wy musicie sami odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto zawracać sobie gitarę kolejnym przeciętnym albumem.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz