Wilczyca
"Wilczyca"
Godz
Ov War 2020
Jeśli
chodzi o black metal to jestem raczej tradycjonalistą. Preferuję
surowiznę (oczywiście nie na zasadzie "im mniej słychać –
tym lepiej") i standardowe narzędzia przekazu. Czasem jednak
zdarza się, że trafia do mnie płyta prezentująca nieco odmienne
spojrzenie na ten gatunek, z jednoczesnym zachowaniem jego
pierwotnego ducha. Tak było choćby ostatnio w przypadku debiutu
francuskiego Griiim. Podobnie jest także z płytą, która już
niedługo ukaże się światu nakładem Godz ov War. Szczerze mówiąc
nie wierzyłem w ten projekt. Polski black metal z polską nazwą, na
zdjęciu dwóch kolesi chowających się z pochodniami w lesie...
Mamy tego na pęczki! Kiedy jednak słuchałem "Wilczycy"
po raz pierwszy moje usta samowolnie otwierały się coraz szerzej a
ja absolutnie nie miałem ochoty ich zamykać. Mówiąc najogólniej
mamy tutaj do czynienia z lo-fi black metalem, zbudowanym za pomocą
prostych środków, bez jakiejkolwiek finezji czy silenia się na
awangardę. Rzecz w tym, że jest to ogromne uproszczenie, gdyż
krążek ten wbrew pozorom ma wiele do zaoferowania. Przede wszystkim
klimat tej płyty jest tak wciągający, że nie byłem w stanie się
od niej oderwać przez wiele godzin. Ona działa jak narkotyk, nie
pozwala przestać o sobie myśleć, jest intrygująca i zagadkowa a
jednocześnie piękna i tajemnicza. Każdy z zawartych tutaj siedmiu
utworów stanowi w zasadzie kompletnie inne spojrzenie na black metal
a jednocześnie wszystkie złożone w całość stanowią
nierozrywalny monolit. Żaden z nich, słuchany w oderwaniu od
reszty, nie jest dla tego materiału reprezentatywny. Otwierający
album "Na przeklętej Ziemi" rozpoczyna się doom/black
metalowym fragmentem, po którym następuje surowa sieczka z
wrzeszczanym po polsku tekstem. Następny "Ego Memini Inferno"
to chyba najsurowszy ze wszystkich numerów, oparty na jednolitym
dudnieniu perkusji i powtarzanym wielokrotnie bzyczącym, wkręcającym
się w łeb riffem. Tytułową "Wilczycę" otwiera z kolei
thrashowy motyw w stylu Kata. Szczerze mówiąc przez kilka sekund
myślałem, że jest to cover "Masz Mnie Wampirze". Mało?
Posłuchajcie zatem "Przyjdź" – ponad ośmiominutowego,
wolnego, totalnie klimatycznego utworu opartego na świetnym riffie i
płynących klawiszach. Całość zamyka "Proch",
ambientowy kawałek złożony z dziwnych, mocno niepokojących
dźwięków. Co istotne, cały materiał został nagrany i
wyprodukowany tak, że brzmi bardzo surowo, chwilami wręcz garażowo,
lecz nie pozwala na utratę w tym pozornym bałaganie ani jednego
dźwięku. Z brzęczącymi po norwesku gitarami idealnie kontrastuje
dudniąca nisko sekcja rytmiczna a wrzeszczany wokal sprawia, że
robi się naprawdę chłodno. Mam ponadto podskórne przeczucie, że
tworzący Wilczycę duet niezbyt intensywnie interesuje się muzyką
black metalową. To by w sumie wiele wyjaśniało, gdyż ich debiut
wymyka się wszelkim panującym obecnie na scenie trendom. Chłopaki
zagrali po swojemu i czuć, iż zrobili to cholernie szczerze. Wciąż
wracam do tego albumu i będę zapewne sięgał po niego
wielokrotnie. Posłuchajcie go koniecznie w całości, bo tylko w ten
sposób można wyrobić sobie własną opinię na jego temat. Ja
jestem totalnie kupiony.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz