Worm
"Gloomlord"
Iron Bonehead
2020
Amerykański
Worm to pierwsza poważna niespodzianka w nowym roku. Pamiętam, że
ich debiut "Envocation of the Black Marsh" to była jakaś
popelina, na którą rzuciłem szybko uchem i nawet nie pamiętam,
czy dosłuchałem do końca. Zgoła inaczej mają się sprawy z
najnowszym materiałem zespołu, którego skład od wydania
wspomnianego debiutu uległ rozszerzeniu, dzięki czemu, w myśl
zasady "co cztery głowy to nie jedna", pojawiło się
zdecydowanie więcej pomysłów i kierunek obrany przez Florydzki okręt uległ mocno zmianie. "Gloomlord" to już kompletnie
inny band. Dojrzały, bardziej doświadczony i mam nadzieję
ostatecznie podążający ku konkretnie określonym celom. Na swoim
drugim albumie kwartet serwuje nam ponad czterdzieści minut bardzo
ciekawego doom metalu zabarwionego nieco czernią i odrobiną
śmierci. Pięć dłuższych kompozycji które znajdujemy na tym
krążku to poukładane w bardzo logiczną całość, urozmaicone
kompozycje mogące kojarzyć się choćby z Thergothon czy chwilami
nawet Disembowelment. Ciężkie gitarowe mielenie przeplata się z
nieco szybszymi, blackowymi patentami dzięki czemu poszczególne
utwory są ciekawe i wciągające. Amerykanie wyrzucają do gara
przepyszne kąski gnijącego i z wolna rozkładającego się mięsa
tworząc w kotle wyborną miksturę o zapachu piwnicznych zakamarków
i wszechobecnej pleśni. Chwilami pojawia się motyw akustyczny
podkreślający atmosferę przemijania, by za sekundę uderzył nas
ciężki niczym uderzenia kafara gitarowy akord. Nie obyło się
także bez ciut melodyjniejszych fragmentów, lecz nawet one są
utrzymane w klimacie tych raczej gnijących niż radośnie
rozkwitających. Wszystkiemu towarzyszą równie zróżnicowane
wokale oscylujące między skrzekiem i głębokim growlem. Jeśli
dodamy, że produkcja tego krążka jest odpowiednia dla
zamieszczonych na tym wydawnictwie dźwięków, czyli odpowiednio
ciężka a jednocześnie przejrzysta, to w zasadzie otrzymujemy
odpowiedź na pytanie, czy warto po ten album sięgać. Oczywiście,
że tak. Może nie przestawi on waszego światopoglądu ani nie
zmusi, słuchany od tyłu, do zgwałcenia własnego psa, jednak jest
to na tyle solidne wydawnictwo, że czas z nim spędzony nie będzie
stracony (Częstochowskie rymy uber alles!). Sięgajcie śmiało do
studni zgnilizny. I oby was w niej coś w paluch ujebało, jak mnie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz