środa, 22 stycznia 2020

Recenzja Impiety "Versus All Gods"


Impiety
"Versus All Gods"
Shivadershana Records 2019

Singapurscy zabójcy powrócili! Wcale nie przybywają w pokoju, lecz po raz dziewiąty ich jedynym pragnieniem jest przynieść totalne zniszczenie i śmierć niewinnym. Winnym zresztą też. Dla nich zdaje się to być bez różnicy. Tym razem wypowiedzieli otwartą wojnę wszelkim bogom, bo faktycznie na planecie Ziemia nie ma już chyba istot, które nie poległy w czołowym zderzeniu z tą machiną do zabijania. Machiną, która mino iż coraz starsza, w ogóle zdaje się nie rdzewieć i nadal działa jak stary, niezawodny, sprawdzony we wszelkich warunkach Kałasznikow. Otwierające "Versus All Gods" intro jest niczym triumfalne przedstawienie wchodzących na arenę diabelskich gladiatorów. Zaraz potem piekło zostaje spuszczone z łańcucha i rozpoczyna się rzeż. Impiety na swoim najnowszym krążku prezentują wszystko najlepsze, z czego zdążyli zasłynąć na przestrzeni ostatnich dekad. Człowiek-cyborg za perkusją dyktuje masakrycznie szybkie tempo do sonicznej anihilacji. Ta następuje w rytmie dział wojennych, niepowstrzymanych eksplozji i pięknie brzmiących melodii, najbardziej przypadających do gustu tym, dla których dźwięk ciężkiego karabinu maszynowego jest miodem na uszy. Gitary rozrywają na strzępy a charakterystyczny wokal wypluwa z siebie tyle jadu, że kobry ze wstydu przestają syczeć. Krótko mówiąc jest tu niezła rozpierducha i totalny rozpierdol. Powiecie zapewne, że to nic nowego. No jaha, ale przecież o to właśnie chodzi. Impiety, mimo iż niby wciąż napierdalają to samo, potrafią w tym wykreowanym przez siebie stylu nadal prezentować świeże, nie powtarzające się pomysły. Bardzo ciężko jest grać w kółko to samo nie zjadając przy tym własnego ogona, a akurat ta sztuka udaje się tej ekipie idealnie. Idealne jest także po raz kolejny brzmienie na tym albumie. Bardzo czytelne i przejrzyste, jednak jednocześnie kolczaste i trujące. Jedno jest pewne. To komando najnowszym albumem nie przyciągnie do siebie żadnych nowych fanów. Jednocześnie nie straci tych, którzy od lat napierdalają jak pojebani łbem przy dźwiękach przez nie tworzonych. Fani Iron Maiden zawsze czekają na kolejny identyczny album swoich faworytów. Ja, tak samo, zawsze oczekuje od Ajampajataj wpierdolu, po którym ciężko się podnieść. "Versus All Gods" złamał mi nos, przetrącił obojczyk i wybił dwa zęby. Serdecznie za to dziękuję i polecam się na przyszłość.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz