Impiety
"Versus
All Gods"
Shivadershana
Records 2019
Singapurscy
zabójcy powrócili! Wcale nie przybywają w pokoju, lecz po raz
dziewiąty ich jedynym pragnieniem jest przynieść totalne
zniszczenie i śmierć niewinnym. Winnym zresztą też. Dla nich
zdaje się to być bez różnicy. Tym razem wypowiedzieli otwartą
wojnę wszelkim bogom, bo faktycznie na planecie Ziemia nie ma już
chyba istot, które nie poległy w czołowym zderzeniu z tą machiną
do zabijania. Machiną, która mino iż coraz starsza, w ogóle zdaje
się nie rdzewieć i nadal działa jak stary, niezawodny, sprawdzony
we wszelkich warunkach Kałasznikow. Otwierające "Versus All
Gods" intro jest niczym triumfalne przedstawienie wchodzących
na arenę diabelskich gladiatorów. Zaraz potem piekło zostaje
spuszczone z łańcucha i rozpoczyna się rzeż. Impiety na swoim
najnowszym krążku prezentują wszystko najlepsze, z czego zdążyli
zasłynąć na przestrzeni ostatnich dekad. Człowiek-cyborg za
perkusją dyktuje masakrycznie szybkie tempo do sonicznej anihilacji.
Ta następuje w rytmie dział wojennych, niepowstrzymanych eksplozji
i pięknie brzmiących melodii, najbardziej przypadających do gustu
tym, dla których dźwięk ciężkiego karabinu maszynowego jest
miodem na uszy. Gitary rozrywają na strzępy a charakterystyczny wokal wypluwa z siebie tyle jadu, że kobry ze wstydu przestają syczeć. Krótko mówiąc jest tu niezła rozpierducha i
totalny rozpierdol. Powiecie zapewne, że to nic nowego. No jaha, ale
przecież o to właśnie chodzi. Impiety, mimo iż niby wciąż
napierdalają to samo, potrafią w tym wykreowanym przez siebie stylu
nadal prezentować świeże, nie powtarzające się pomysły. Bardzo
ciężko jest grać w kółko to samo nie zjadając przy tym własnego
ogona, a akurat ta sztuka udaje się tej ekipie idealnie. Idealne
jest także po raz kolejny brzmienie na tym albumie. Bardzo czytelne
i przejrzyste, jednak jednocześnie kolczaste i trujące. Jedno jest
pewne. To komando najnowszym albumem nie przyciągnie do siebie
żadnych nowych fanów. Jednocześnie nie straci tych, którzy od lat
napierdalają jak pojebani łbem przy dźwiękach przez nie
tworzonych. Fani Iron Maiden zawsze czekają na kolejny identyczny
album swoich faworytów. Ja, tak samo, zawsze oczekuje od Ajampajataj
wpierdolu, po którym ciężko się podnieść. "Versus All
Gods" złamał mi nos, przetrącił obojczyk i wybił dwa zęby.
Serdecznie za to dziękuję i polecam się na przyszłość.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz