Abhomine
„Proselyte Parasite Plague”
Osmose
Productions / Hells Hellbangers 2020
Jak bardzo
zasłużonym zespołem na scenie death metalowej był nieodżałowany Angelcoprse wie
nawet małe dziecko. Po jego rozpadzie (zresztą wielokrotnym) Gene napierdala swoje
Perdition Temple a Pete powraca właśnie z drugim albumem Abhomine. Nie skakałem
jakoś z radości na tą wiadomość, gdyż pierwszy aełniak wspomnianego projektu
był bardzo mocno przeciętny, jednak fakt, iż tym razem do składu dołączył The
Black Lourde of Cricifixion, znany z kultowego Crucifier, mógł napawać nieco
większym optymizmem. Czy zatem „Proselyte Parasite Plague” to krok wprzód w
porównaniu z debiutem? Nie wydaje mi się. Niestety zawarte na tym albumie sześć
trwających nieco ponad dwadzieścia trzy minuty utworów to bardzo przeciętny
death metal bez jakiegokolwiek specjalnego polotu. Zapomnijcie o kipiącej
agresji „Exterminate” czy eksplodującym gniewie i absolutnym wkurwie „The
Inexorable”. Obrazowo rzecz ujmując Pete zdaje się odłożył ciężki sprzęt bojowy
na piwniczną półkę i zasiadł przy kominku z pistolecikiem-zapalniczką w dłoni.
Wiem, że wieczne porównania z Angelcorpse są bez sensu gdyż sam koncept
Abhomine, jak się domyślam, jest zupełnie inny, jednak gdy tworzy się takie
dzieła jak choćby dwa wymienione powyżej, to takie odnośniki są po prostu
nieuniknione. Utwory na dwójce Abhomine nie są zbyt rozbudowane, choć nie można
powiedzieć, że jednostajne, gdyż chłopaki dość często zmieniają tempo. Nie
rozpędzają się jednak do ultraszybkich blastów, wszystko jest raczej miarowe,
mielące dość równo i rytmicznie. Nie znajduję tu jednak nic zaskakującego czy
przykuwającego ucho, żaden riff nie ma potencjału by na dłużej zagościć w mojej
głowie. Zdecydowanie brakuje mi agresji i odrobiny chaosu, który wlałby w te
sześć utworów nieco więcej życia. Owszem, brzmienie tego krążka jest bardzo solidne,
Pete nadal wykrzykuje charakterystycznym dla siebie wokalem, jednak same kompozycje
sprawiają wrażenie zagranych na pół gwizdka. Posłuchałem tego materiału kilka
razy i grzecznie podziękuję, ale więcej do niego wracać nie będę. Wy sprawdźcie
sami, może „Proselyte Parasite Plague” sprawi wam więcej radości niż mi.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz