czwartek, 30 stycznia 2020

Recenzja Abhomine „Proselyte Parasite Plague”


Abhomine
„Proselyte Parasite Plague”
Osmose Productions / Hells Hellbangers 2020

Jak bardzo zasłużonym zespołem na scenie death metalowej był nieodżałowany Angelcoprse wie nawet małe dziecko. Po jego rozpadzie (zresztą wielokrotnym) Gene napierdala swoje Perdition Temple a Pete powraca właśnie z drugim albumem Abhomine. Nie skakałem jakoś z radości na tą wiadomość, gdyż pierwszy aełniak wspomnianego projektu był bardzo mocno przeciętny, jednak fakt, iż tym razem do składu dołączył The Black Lourde of Cricifixion, znany z kultowego Crucifier, mógł napawać nieco większym optymizmem. Czy zatem „Proselyte Parasite Plague” to krok wprzód w porównaniu z debiutem? Nie wydaje mi się. Niestety zawarte na tym albumie sześć trwających nieco ponad dwadzieścia trzy minuty utworów to bardzo przeciętny death metal bez jakiegokolwiek specjalnego polotu. Zapomnijcie o kipiącej agresji „Exterminate” czy eksplodującym gniewie i absolutnym wkurwie „The Inexorable”. Obrazowo rzecz ujmując Pete zdaje się odłożył ciężki sprzęt bojowy na piwniczną półkę i zasiadł przy kominku z pistolecikiem-zapalniczką w dłoni. Wiem, że wieczne porównania z Angelcorpse są bez sensu gdyż sam koncept Abhomine, jak się domyślam, jest zupełnie inny, jednak gdy tworzy się takie dzieła jak choćby dwa wymienione powyżej, to takie odnośniki są po prostu nieuniknione. Utwory na dwójce Abhomine nie są zbyt rozbudowane, choć nie można powiedzieć, że jednostajne, gdyż chłopaki dość często zmieniają tempo. Nie rozpędzają się jednak do ultraszybkich blastów, wszystko jest raczej miarowe, mielące dość równo i rytmicznie. Nie znajduję tu jednak nic zaskakującego czy przykuwającego ucho, żaden riff nie ma potencjału by na dłużej zagościć w mojej głowie. Zdecydowanie brakuje mi agresji i odrobiny chaosu, który wlałby w te sześć utworów nieco więcej życia. Owszem, brzmienie tego krążka jest bardzo solidne, Pete nadal wykrzykuje charakterystycznym dla siebie wokalem, jednak same kompozycje sprawiają wrażenie zagranych na pół gwizdka. Posłuchałem tego materiału kilka razy i grzecznie podziękuję, ale więcej do niego wracać nie będę. Wy sprawdźcie sami, może „Proselyte Parasite Plague” sprawi wam więcej radości niż mi.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz