poniedziałek, 10 stycznia 2022

Recenzja Celestial Sword / Erzfeynd Split

 

Celestial Sword / Erzfeynd

 Split

Morbid Chapel 2022

Jakoś chwilę temu pisałem tu o pierwszym krążku Celestial Sword, który specjalnego wrażenia na mnie nie zrobił. Okładka splitu z Erzfeynd na tyle mnie jednak zachęciła, że postanowiłem dać chłopu drugą szansę. I w sumie czasu nie straciłem, ale po kolei. Pierwsza połowa dysku należy właśnie do imć Celestial Sworda. Choć i ten materiał podzieliłbym na dwie części. W pierwszej mamy znany z debiutu surowy jak tatar black metal. Prosty, mocno kwadratowy, podrasowany klawiszowym tłem, które praktycznie płynie cały czas wraz z piwnicznie bzyczącymi gitarami. Ma to w sobie dość specyficzny, przeszywający chłodem klimat, który dodatkowo podsyca zastosowany tu automat perkusyjny. Szczerze, to mnie on na początku wkurwiał, ale potem zdałem sobie sprawę, że przecież potęguje on w tym przypadku odczucie wspomnianej wcześniej surowizny. Nie mogę natomiast nadal przekonać się do wokalu, który brzmi jak przesterowane krzyki ptactwa. Po tych plusach ujemnych i dodatnich dostajemy natomiast dwa utwory z gatunku dungeon synth i one podobają mi się zdecydowanie bardziej. „Spectral Voices of the Demiurge” kojarzy mi się nawet odrobinę z G.G.F.H.. Jest mrocznie i na pewno nie banalnie. Powiem szczerze, że chętnie posłuchałbym pełnego albumu właśnie w takim stylu, bo te ostatnie sześć minut mocno mnie zaintrygowało. Druga część splitu należy do Bawarczyka z Erzfeynd. Black metal w jego wykonaniu to chropowata mieszanka szwedzkich i fińskich melodii z punkowymi naleciałościami znanymi choćby z Darkthrone. Dodatkowo zaśpiewano tu po niemiecku, co na pewno dodaje utworom charakterystycznej twardości w przekazie werbalnym. „Hasz” trwa ponad osiem minut i trzeba przyznać, że przy tej długości Niemiec postarał się o odpowiednie dozowanie atmosfery wprowadzając do kompozycji zarówno elementy bardzo zadziorne jak i nastrojowe zwolnienia. Potem mamy kompletnie niepotrzebny „Idrogant Und Serpanta” będący dwuminutowym wyczekiwaniem na coś, co nie następuje i całość zamyka „Schatwan Weriuuolf”, całkiem niezły, skoczny numer z lekkim folkowym posmakiem i transylwańskim klawiszem. Podsumowując zatem – są na tym wydawnictwie zarówno wzloty jak i upadki, ale tych pierwszych jest chyba jednak więcej. Wszystko co tu znajdziemy zostało już oczywiście wcześniej zagrane ale maniakom prostego Black metalu taki szczegół nie robi raczej różnicy. Sprawdźcie sobie zatem ten materiał, bo, jak wspomniałem na samym początku, czas mu poświęcony do straconych należeć nie powinien.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz