Celestial Sword / Erzfeynd
Split
Morbid Chapel 2022
Jakoś chwilę temu pisałem tu o pierwszym krążku
Celestial Sword, który specjalnego wrażenia na mnie nie zrobił. Okładka splitu
z Erzfeynd na tyle mnie jednak zachęciła, że postanowiłem dać chłopu drugą
szansę. I w sumie czasu nie straciłem, ale po kolei. Pierwsza połowa dysku
należy właśnie do imć Celestial Sworda. Choć i ten materiał podzieliłbym na
dwie części. W pierwszej mamy znany z debiutu surowy jak tatar black metal.
Prosty, mocno kwadratowy, podrasowany klawiszowym tłem, które praktycznie
płynie cały czas wraz z piwnicznie bzyczącymi gitarami. Ma to w sobie dość
specyficzny, przeszywający chłodem klimat, który dodatkowo podsyca zastosowany
tu automat perkusyjny. Szczerze, to mnie on na początku wkurwiał, ale potem
zdałem sobie sprawę, że przecież potęguje on w tym przypadku odczucie
wspomnianej wcześniej surowizny. Nie mogę natomiast nadal przekonać się do
wokalu, który brzmi jak przesterowane krzyki ptactwa. Po tych plusach ujemnych
i dodatnich dostajemy natomiast dwa utwory z gatunku dungeon synth i one
podobają mi się zdecydowanie bardziej. „Spectral Voices of the Demiurge”
kojarzy mi się nawet odrobinę z G.G.F.H.. Jest mrocznie i na pewno nie
banalnie. Powiem szczerze, że chętnie posłuchałbym pełnego albumu właśnie w
takim stylu, bo te ostatnie sześć minut mocno mnie zaintrygowało. Druga część
splitu należy do Bawarczyka z Erzfeynd. Black metal w jego wykonaniu to
chropowata mieszanka szwedzkich i fińskich melodii z punkowymi naleciałościami
znanymi choćby z Darkthrone. Dodatkowo zaśpiewano tu po niemiecku, co na pewno
dodaje utworom charakterystycznej twardości w przekazie werbalnym. „Hasz” trwa
ponad osiem minut i trzeba przyznać, że przy tej długości Niemiec postarał się
o odpowiednie dozowanie atmosfery wprowadzając do kompozycji zarówno elementy
bardzo zadziorne jak i nastrojowe zwolnienia. Potem mamy kompletnie
niepotrzebny „Idrogant Und Serpanta” będący dwuminutowym wyczekiwaniem na coś,
co nie następuje i całość zamyka „Schatwan Weriuuolf”, całkiem niezły, skoczny
numer z lekkim folkowym posmakiem i transylwańskim klawiszem. Podsumowując
zatem – są na tym wydawnictwie zarówno wzloty jak i upadki, ale tych pierwszych
jest chyba jednak więcej. Wszystko co tu znajdziemy zostało już oczywiście
wcześniej zagrane ale maniakom prostego Black metalu taki szczegół nie robi
raczej różnicy. Sprawdźcie sobie zatem ten materiał, bo, jak wspomniałem na
samym początku, czas mu poświęcony do straconych należeć nie powinien.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz