„Arte
Medica Siniestra” (Ep)
Concreto
Records 2021
Unidad
Trauma lub jak kto woli Vnidad Travma, gdyż bardzo modne jest obecnie zamienianie w nazwach U na V to meksykański
kwartet, który wykształcił się z tego, co pozostało po rozpadzie Thanatology. Po
samodzielnym wydaniu kilku pomniejszych materiałów zespół konkretnie się zebrał
i w pierwszej połowie 2021 roku w barwach rodzimej Concreto Records wydał 22-minutową
Ep’kę, która w zdecydowanie większym stopniu pokazuje nam, co prezentuje sobą
Oddział Urazowy. Niestety prezentacja ta nie wypadła jakoś spektakularnie, bo
choć w materiałach promocyjnych stoi napisane, że chłopaki napierdalają Death
Metal/Grindcore, to wg mnie z Grindcore’m ma to tyle wspólnego, co kaktus ze
szczoteczką do zębów. „Arte Medica…” to bowiem materiał, który zawiera
zadziorny, dosyć melodyjny, tworzony wg aktualnych standardów Death Metal,
który krótkimi chwilami (na całe szczęście) niebezpiecznie zbliża się do
soczystego Metal Core’a. Tych popłuczyn jest jednak stosunkowo niewiele, więc da
się przełknąć tę Ep’kę w miarę bezboleśnie, choć w kilku przypadkach zrobiło mi
się naprawdę mientko w galotach. Nie jest to jednak złe granie, jeżeli między
bajki włożymy ten Grindcore i szybko o nim zapomnimy. Wówczas okaże się, że
Metal Śmierci prezentowany przez kwartet z Tijuany, choć stosunkowo mocno
zorientowany na melodyjną odmianę tego stylu, jest zadziorny, nasączony
wściekłością i potrafi skopać cztery litery dosyć konkretnie. Chłopaki nie
stronią bowiem od siarczystych, napierdalających bezlitośnie blastów, czy gęsto
szyjących central, jeżeli chodzi o pracę beczek. Bas również potrafi
przypierdolić siarczyście, zdzierając skórę z twarzy, a zadziorne, agresywne,
wściekłe riffy nie raz pojawiają się na tej produkcji, skutecznie wyrywając
wnętrzności, podobnie jak zawodowe, nasączone wściekłością, agresywne wokale.
Mniej więcej w połowie jest to jednak bardziej przystępne, choć pod względem
technicznym bardzo dobre, chwytliwe i spuszczające konkretny wpierdol granie,
które wśród fanów Death Metalu znajdzie z pewnością swoich zwolenników (i nie
chodzi mi tu o w ząbek czesanych miśków, spuszczających się nad ostatnimi
produkcjami In Flames, Arch Enemy, czy Sonic Syndicate). Myślałem co prawda, że
ta meksykańska banda spuści mi totalne wjeby, a tymczasem otrzymałem jeno lekuchny
oklep, ale mimo wszystko całkiem przyjemnie obcowało mi się z „Arte Medica Siniestra”,
bowiem to w gruncie rzeczy całkiem rześkie, zadziorne, nieźle skrojone naparzanie,
które może się podobać. Nie mówcie mi tylko, że ta muza ma coś wspólnego z niszczącym
obiekty Grindcore’m, bo nie zdzierżę i żywcem będę pasy darł.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz