poniedziałek, 10 stycznia 2022

Recenzja DOCUMENT 6 „Grindcoregasmus”

 

DOCUMENT 6

„Grindcoregasmus”

EndwarRecords 2021

Czwarta, pełna płyta niemieckiego trio z Document 6, to pozycja dla bezgranicznie oddanych Death/Grind’owemu mięsku maniaków gatunku. Wszystko w zasadzie wyjaśnia już tytuł tego albumu, ale jako że ludzka natura bywa przewrotna i skora do chorych żartów, toteż po zapoznaniu się z muzyką zawartą na tym krążku spieszę donieść, iż faktycznie „Grindcoregasmus” zawiera trochę ponad 34 minuty soczystego, tłustego, konkretnego Death/Grind’u z wyraźnym ukierunkowaniem w stronę intensywnej, Grindcore’owej wścieklizny klasycznej szkoły gatunku. Beczki sieją tu zatem konkretny, gęsty rozpierdol sypiąc mięsistymi blastami, jak z rękawa, przez większość czasu tego materiału, rozrywający w pizdu bas ustawiony niemal idealnie w linii z bębnami chwyta za gardło i tarmosi okrutnie, aż do wyrwania krtani wraz z wątrobą, brutalne, siarczyste, ale i chwytliwe riffy patroszą z gruntownym znawstwem tematu, a wściekłe wokalizy lawirujące pomiędzy wkurwionym wrzaskiem a rasowym growlem rzygają politycznie i społecznie zaangażowanymi tekstami, dając upust swej złości i frustracji związanej z zastaną obecnie rzeczywistością. Energetyczne i niezgorzej poniewierające to granie, które do pewnego stopnia przywodzi na myśl bezkompromisowy wykurw znany z płyt Extreme Noise Terror, Nausea, Dahmer, Rot, czy jedynki Terrorizer, ale powiedzmy to sobie szczerze, do dokonań Terrorizer z „World Downfall”, bądź najlepszych płyt Extreme Noise Terror jeszcze trochę chłopakom brakuje. Nie znaczy to jednak, że nie podoba mi się to, co tu słyszę, a wręcz przeciwnie. „Grindcoregasmus” to książkowy wręcz przykład dobrego, rzetelnego, spuszczającego konkretne wjeby albumu opartego o kanoniczne wręcz wzorce gatunku, który bardzo skutecznie rozsiewa po świecie Death/Grind’ową zarazę. Chciałbym Document 6 zobaczyć na żywca. Podejrzewam, że rozpierdol jest wtedy okrutny, a powyrywane kończyny latają na wysokości lamperii. Dobre, mięsiste, stosunkowo gęste, ale zarazem wystarczająco selektywne brzmienie sprawia, że te dźwięki wwiercają się w mózgownicę, niczym jadowite, pancerne robaki i uszczęśliwiają wszystkich, oddanych gatunkowi psychopatycznych popaprańców, do których, w dużym stopniu zalicza się także moja skromna osoba. Dobry ze wszech miar, rasowy, z każdym odsłuchem wkręcający się głębiej, bezkompromisowy materiał, który podobnych do mnie pojebów zadowoli nie jeden raz. Wysokooktanowa, soczysta, przecudnej urody Death/Grind’owa rozpierducha. Czekam zatem na kolejny wyziew Szóstego Dokumentu z Nadrenii Północnej - Westfalii. Moja kobieca intuicja podpowiada mi, że będzie to zajebisty rozpierdol odegrany na pełnej kurwie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz