Sickbay
“Brutal Existence” EP
Redefining Darkness (2022)
Pochodzące ze stanu Nowy York trio Sickbay zwróciło
moją uwagę dwa lata temu krążkiem „Deaths Cold Grip”, który oferował bardzo
skuteczny mariaż metalu śmierci i hardcore’a. Mięsiście brzmiący długograj
niósł za sobą nie tylko potężny ładunek energetyczny, ale i kompozytorską
jakość, trzymając się jednocześnie dość sztywno obranej konwencji. Drugi
pełniak Amerykanów utkwił w mojej pamięci na tyle, że z niemałą chęcią chciałem
posłuchać ich kolejnego wypustu. Teraz za sprawą Redefining Darkness
otrzymujemy czteroutworową Epkę zatytułowaną „Brutal Existence”, okraszoną
jakże okropną okładką. No i po spędzeniu nieco ponad 11 minut z tym materiałem
muszę z przykrością stwierdzić, że nie spełnia o moich oczekiwań, a winowajcy
upatruję przede wszystkim w sposobie gry perkusisty i samym brzmieniu
instrumentu. Na „Brutal Existence” jest sporo elementów, które były obecne na
ostatnim LP – jest potężny, wyrazisty growling (skojarzenia z Patrikiem
Mamlelim czy Markiem Grewe są tu jak najbardziej oczywiste), są wolne,
majestatycznie miażdżące riffy (w ogóle jest to relatywnie wolny materiał w
porównaniu do „Deaths Cold Grip”), jest muzyczna dosadność i prostota, ale to
co powinno stanowić o dynamice tej muzyki leży i kwiczy. Garowy chyba nagrywał
na kacu, bo mam wrażenie, że jego stukanie w ogóle nie trafia w punkt. Tempo
się rozjeżdża, a niejednokrotnie towarzyszy mi uczucie, że gość nie nadążą za
resztą muzyków. Do tego brakuje mi trochę mięsa i surowości w brzmieniu
perkusji. Odnoszę wrażenie, że gość klepie w poduszki. Wydawać by się mogło, że
nagrane są one dobrze, nie giną w miksie, nie są wyciszone, ale finalnie nie ma
w tym mocy i głębi. W tym aspekcie skojarzył mi się casus ostatniej płyty
warszawskiego Chainsword – tam też coś było nie tak z brzmieniem garów, coś co
zabijało dynamikę, odbierało moc. Podobnie jest z najnowszym materiałem
Sickbay, co przy 11 minutach muzyki raczej dyskwalifikuje ją z roli kandydata
do regularnych odsłuchów. Póki co potraktuje ten materiał na zasadzie „jest bo
jest”, ale z pewnymi obawami wyglądam za następnym pełnym wydawnictwem, które
mam nadzieje rozwieje moje obawy co do faktycznych umiejętności tej grupy.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz