wtorek, 4 stycznia 2022

Recenzja Ewïg Frost „Aïn’t No Saïnt”

 

Ewïg Frost

Aïn’t No Saïnt”

Discos Macarras / Motorpunk Records 2021


Czwartej, pełnej płyty austriackiego Ewïg Frost mogę słuchać w zasadzie wyłącznie, gdy jestem pod wpływem napojów wysoce wyskokowych. Tak zresztą jest z całą twórczością tego trio. Cóż ja za to mogę, że na trzeźwo ni chuja nie wchodzi mi ich muza? Mam zresztą wrażenie, że panowie się o to nie obrażą, wszak sami wyglądają na zdjęciach na takich, co za kołnierz nie wylewają, a i zapewne jakieś zielsko (poza tytoniem) także lubią zakurzyć. Jednak ja w zasadzie nie o tym zamierzałem tu rzec, w jakich okolicznościach jestem w stanie słuchać twórczości tych jegomości, a bardziej o samej muzyce chciałem skrobnąć parę słów. Zatem wracając do meritum sprawy „Aïn’t No Saïnt” to płytka, z której wylewa się diabelska mieszanka naznaczonego Black Metalem konglomeratu złożonego z brudnego, zapijaczonego Rocka i surowego, chropowatego Punka, który został doprawiony bardziej szlachetnymi, nieco kwaśnymi elementami korzennego Bluesa i kąśliwymi, Heavy/Speed Metalowymi wtrąceniami. Jak już wspominałem na początku, kiedy procenty krążą we krwi, żre ta muza, jak należy, jednak na sucho już nie bardzo (a przynajmniej ja tak mam). Gdy zatem jestem już podlany proste, soczyste beczki spuszczają mi klasycznie zapodany wpierdol, bas poniewiera okrutnie, zapewniając tej produkcji soczysty groove, riffy z charakterystycznym, bluesowym szlifem miażdżą mnie swym ciężarem, czarują atmosferą i sprawiają, że wsiąkam głęboko w te zakorzenione mocno w klasyce dźwięki (i nie mam tu na myśli, tylko metalowej klasyki), równie tradycyjne, zachrypnięte, momentami wręcz pijackie wokale sprawiają, że mam ochotę na kolejnego kielicha, a wszystkie dodatki (psychodeliczne dęciaki, śmigające pianino i inne przeszkadzajki) tworzą wyśmienity, dymno-alkoholowy klimat niewielkiej knajpki, w której akurat swą sztukę odstawia Ewïg Frost. Słychać, że chłopaki płytki Venom, Motӧrhead, czy Discharge mają w małym paluszku i czerpią z nich pełnymi garściami, zachowując jednak przy tym własną tożsamość i swój charakterystyczny sznyt. Kurwa, no wkręca się ta płytka, jak diabli, tylko jest z nią trochę, jak z seksem analnym. Jak dobrze posmarujesz, to pojedziesz, i nie będziesz mógł przestać, w przeciwnym razie co najwyżej się zatrzesz, a to już nie będzie zbyt przyjemne. Przed małym co nieco z „Aïn’t No Saïnt” zadbajcie zatem o odpowiednie nawilżenie i z odwagą w sercu dosiądźcie mocno tę sukę, a przysporzy Wam ona sporo radochy (nawet jeżeli miałby to być stosunek jednorazowy). A zatem panowie, Wasze zdrowie i zapraszam do spółkowania z „Aïn’t No Saïnt”.



Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz