niedziela, 30 stycznia 2022

Recenzja CATHARTIC DEMISE „In Absence”

 

CATHARTIC DEMISE

„In Absence”

Independent 2021

Myślę sobie, że kanadyjski zespół Cathartic Demise, w składzie którego jedną z gitar obsługuje pan o swojsko brzmiącym nazwisku Wroblewski, jeżeli tylko będzie chciał, to podpisze w najbliższej przyszłości jakiś niezgorszy kontrakcik płytowy (prawdę powiedziawszy, dziwię się nawet, że jeszcze nie wyciągnęła po nich swych lepkich macek jakaś obrotna wytwórnia). Zespół z kraju klonowego liścia nie prezentuje co prawda muzyki, za którą dałbym sobie przypalić stopy, gdyż panowie tworzą energetyczny, Melodyjny Thrash/Death z progresywnymi ciągotkami, ale uczciwie przyznaję, że ich naładowana technicznymi smaczkami, zadziorna w chuj, odegrana z jajem muzyka robi nieliche wrażenie. Wycinają chłopaki naprawdę wyśmienicie i niebawem, przy odrobinie szczęścia będą w stanie strącić z piedestału niejedną ikonę takiego grania. Najlepszym dowodem, na potwierdzenie mych słów jest wydany w tym roku, pierwszy, długogrający album grupy. „In Absence” to płytka wypełniona po brzegi doskonałymi, jadowitymi, chwytliwymi, intensywnymi, precyzyjnymi  riffami o bardzo dużym stopniu technicznego zaawansowania, które co jakiś czas zapuszczają się na poletko z napisem Metal Progresywny, wyśmienitymi, dopracowanymi partiami solowymi, rozrywającymi, zapętlonymi momentami solidnie, zakręconymi liniami basu, napierdalającymi soczyście bębnami, które również nie stronią od łamanych, rytmicznych zawijasów i agresywnymi, wściekłymi wokalizami okazjonalnie przeplatanymi nieco czystszymi, zachrypniętymi, śpiewanymi partiami. Żre ta muza naprawdę konkretnie, a palcowanie po gryfach w wykonaniu wioślarzy przyprawia chwilami o zawrót głowy. Basista i perkusista także nie zostają w tyle za gitarzystami i na swych instrumentach odstawiają takie hołubce, że momentami opada kopara. Przy całej złożoności tego materiału i jego chwilami progresywnym charakterze „In Absence” nie jest płytą, gdzie usłyszymy technikę dla samej techniki. Nie uświadczysz tu człowieku gitarowego onanizmu, czy bezproduktywnej masturbacji nad pozostałymi instrumentami. Album ten, to wielowymiarowy, nasiąknięty agresją, budowany cierpliwie twór, współgrający i doskonale przenikający się z bogatą, instrumentalną melodyką i wysublimowanymi harmoniami poszczególnych sekcji. Nad produkcją nie będę się specjalnie rozwodził, gdyż jak zapewne się domyślacie, brzmienie jest równie dopracowane, co muzyka, a zatem sound jest tu mocny, dosadny i kąśliwy, ale zarazem selektywny i przestrzenny. Żeby jednak nie było zbyt słodko, to uważam, że centrale powinny być cięższe, co dodałoby temu materiałowi dodatkowego pierdnięcia. Naprawdę, im dłużej słucham tej płytki, tym więcej szczegółów w niej dostrzegam i tym niżej kłaniam się jej twórcom. Krążek ten czaruje i hipnotyzuje techniczną doskonałością, ale i dojebać potrafi tak, że zęby wylatują z paszczy w fontannach krwi (no, może z tą krwią to trochę przesadziłem). Tak, czy siusiak, album ten, to soczysty kawał metalu, który fanom Artillery, Heathen, Forbidden, jak i Dark Tranquillity, czy Children of Bodom zrobi dobrze jak amen w pacierzu. Bardzo dobry, techniczny, melodyjny Thrash/Death. Z pewnością będę obserwował dalsze poczynania Cathartic Demise.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz