wtorek, 18 stycznia 2022

Recenzja NATHR / ORDO CULTUM SERPENTIS „Shadows Crawl”

 

NATHR / ORDO CULTUM SERPENTIS

„Shadows Crawl”

Signal Rex 2022

Oto dzięki portugalskiemu labelu Signal Rex, w lutym roku obecnego, światło dzienne ujrzy split dwóch zespołów. Pierwszy z nich to norweski Nathr. Powstały w 2020 roku w Trondheim projekt, po nagraniu w rok później dość ciekawej epki, wraca do nas z prawie dwudziestominutowym numerem. Z czym będziemy obcować po wciśnięciu guziczka „play”? To o potężnym wyrazie satanistyczny funeral doom. Po dość długim, klimatycznym wstępie, który zwodniczo usypia nasze zmysły, pozwalając odpłynąć nam nieco na skrzydłach tego mrocznego ambientu, przy akompaniamencie bębnów wybucha nagle ostrymi gitarami i zgniata nas niczym muchę. Wiosła w żółwim tempie wygrywają jednostajne riffy. Złowieszcze blackowe wokale wytrwale sączą do uszu  plugawe wersy. Za tym wszystkim nie śpiesząc się podąża ciężka sekcja rytmiczna. Całość tworzy niesamowicie gęstą i przygnębiającą atmosferę. Przenosimy się w miejsce, w którym odbywa się ohydny i jakże obcy rodzajowi ludzkiemu rytuał. Dziwne tylko jest to, że zamiast przerażenia odczuwam dziwny spokój i błogość. Kawałek kończy złowieszcza inwokacja, podobnie jak ogłoszenia parafialne mszę. Aby bardziej przybliżyć jaki wyraz ma ta muzyka, muszę nadmienić, że w skład Nathr wchodzi niejaki Nathas, udzielający się w Ritual Death. Nic więcej chyba nie trzeba dodawać. Po Norwegach wkracza Ordo Cultum Serpentis. Jest to meksykańsko – koreański projekt, który w 2021 roku wydał już dwie epki. Nie miałem nigdy z nimi styczności więc nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po tych poprzednich dwudziestu minutach. Moje obawy były jednak niepotrzebne. Po równie nastrojowym wstępie co poprzedni z głośników zaczęła wydobywać się istna smoła. Jedno misterium przerodziło się w drugie. Równie ciężkie i niesamowite. Żywcem wyjęte z opowiadań Lovecraft’a. Przytłaczające brzmienie lekko piwnicznych gitar przypomina delikatnie Sargatanas. Tak, tu właśnie wyraźnie słychać Meksyk. Instrumenty uporczywie wydobywają z siebie jednostajne i hipnotyczne melodie. Nagle wszystko jakby ustaje i zamienia się w upiorny przerywnik, po którym eksploduje opętańczym przyśpieszeniem. Płynącej muzyce towarzyszą odstręczające wokale, będące niczym innym jak tylko szeptem parszywego kapłana, wspomagane pogłosem, który nadaje wszystkiemu straszliwego  charakteru. Numer kończy się, podobnie jak u poprzedników chorobliwą inwokacją. Trwający prawie czterdzieści minut „Shadows Crawl” nie nudzi pomimo swojej mozolnej specyfiki. Dźwięki tu zawarte pozwalają oderwać się od rzeczywistości i zanurzyć w świat, który dla zwykłego śmiertelnika może wydać się zatrważający i wręcz nieznośny, ale dla koneserów tego typu muzyki jest przepiękny. Split bardzo spójny stylistycznie, ukazujący zarazem trochę odmienne podejście obydwóch zespołów do tematu. Takie czarne doomy to biały człowiek lubić. Oj tak!

 

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz