NATHR / ORDO CULTUM SERPENTIS
„Shadows Crawl”
Signal Rex 2022
Oto
dzięki portugalskiemu labelu Signal Rex, w lutym roku obecnego, światło dzienne
ujrzy split dwóch zespołów. Pierwszy z nich to norweski Nathr. Powstały w 2020
roku w Trondheim projekt, po nagraniu w rok później dość ciekawej epki, wraca
do nas z prawie dwudziestominutowym numerem. Z czym będziemy obcować po
wciśnięciu guziczka „play”? To o potężnym wyrazie satanistyczny funeral doom.
Po dość długim, klimatycznym wstępie, który zwodniczo usypia nasze zmysły,
pozwalając odpłynąć nam nieco na skrzydłach tego mrocznego ambientu, przy
akompaniamencie bębnów wybucha nagle ostrymi gitarami i zgniata nas niczym
muchę. Wiosła w żółwim tempie wygrywają jednostajne riffy. Złowieszcze blackowe
wokale wytrwale sączą do uszu plugawe
wersy. Za tym wszystkim nie śpiesząc się podąża ciężka sekcja rytmiczna. Całość
tworzy niesamowicie gęstą i przygnębiającą atmosferę. Przenosimy się w miejsce,
w którym odbywa się ohydny i jakże obcy rodzajowi ludzkiemu rytuał. Dziwne
tylko jest to, że zamiast przerażenia odczuwam dziwny spokój i błogość. Kawałek
kończy złowieszcza inwokacja, podobnie jak ogłoszenia parafialne mszę. Aby
bardziej przybliżyć jaki wyraz ma ta muzyka, muszę nadmienić, że w skład Nathr
wchodzi niejaki Nathas, udzielający się w Ritual Death. Nic więcej chyba nie
trzeba dodawać. Po Norwegach wkracza Ordo Cultum Serpentis. Jest to meksykańsko
– koreański projekt, który w 2021 roku wydał już dwie epki. Nie miałem nigdy z
nimi styczności więc nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po tych
poprzednich dwudziestu minutach. Moje obawy były jednak niepotrzebne. Po równie
nastrojowym wstępie co poprzedni z głośników zaczęła wydobywać się istna smoła.
Jedno misterium przerodziło się w drugie. Równie ciężkie i niesamowite. Żywcem
wyjęte z opowiadań Lovecraft’a. Przytłaczające brzmienie lekko piwnicznych
gitar przypomina delikatnie Sargatanas. Tak, tu właśnie wyraźnie słychać
Meksyk. Instrumenty uporczywie wydobywają z siebie jednostajne i hipnotyczne
melodie. Nagle wszystko jakby ustaje i zamienia się w upiorny przerywnik, po
którym eksploduje opętańczym przyśpieszeniem. Płynącej muzyce towarzyszą
odstręczające wokale, będące niczym innym jak tylko szeptem parszywego kapłana,
wspomagane pogłosem, który nadaje wszystkiemu straszliwego charakteru. Numer kończy się, podobnie jak u
poprzedników chorobliwą inwokacją. Trwający prawie czterdzieści minut „Shadows
Crawl” nie nudzi pomimo swojej mozolnej specyfiki. Dźwięki tu zawarte pozwalają
oderwać się od rzeczywistości i zanurzyć w świat, który dla zwykłego
śmiertelnika może wydać się zatrważający i wręcz nieznośny, ale dla koneserów
tego typu muzyki jest przepiękny. Split bardzo spójny stylistycznie, ukazujący
zarazem trochę odmienne podejście obydwóch zespołów do tematu. Takie czarne
doomy to biały człowiek lubić. Oj tak!
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz