Daetven
„Daetven”
Under the Sign of Garazel 2021
Tak sobie czasem myślę, że gdyby nie te kilogramy
promówek które do mnie spływają, to pewnie przegapiłbym z osiemdziesiąt procent
zajebistych materiałów pojawiających się na rynku każdego miesiąca. Kolejnym
bowiem zespołem znikąd, który właśnie mocno rani moje uszy i wprawia w ekstazę
jest rodzimy Daetven ze swoim debiutanckim albumem. Nie zliczę już ileż to razy
mówiłem, i powtarzać uparcie będę, że nasza scena jest w chuj silna i każdy kto
twierdzi inaczej jest zwykłym ignorantem. I nie chodzi mi jedynie o te
wszystkie Furiopodobne kapele, bo Daetven do takich nie należy. Chłopaki siedzą
po uszy w Norwegii z połowy lat dziewięćdziesiątych. I to w tej najlepszego
sortu. „Daetven” to czterdzieści minut zagranego, głownie na pełnej,
nordyckiego chłodu. Chłopaki najwyraźniej najedli się fiordów niemal do
porzygania, bo skojarzenia z kilkoma najważniejszymi przedstawicielami drugiej
fali wręcz walą tu do drzwi. Czy mówię, że ta muzyka jest mało oryginalna? Tak
i owszem, a macie coś przeciwko czerpaniu koparką z żyznych, nieskończenie
płodnych pokładów prawdziwie antychrześcijańskiego grania? Osiem numerów,
zatytułowanych najprościej jak się da, to niemal banalny, prymitywny black
metal spełniający wszelkie pierwotne założenia gatunku. Przede wszystkim
nagrania te brzmią dokładnie tak jak powinien brzmieć rasowy black – garażowo,
niechlujnie i z wielkim fuck off dla cyfry. Tu rządzi analog, dzięki czemu ta
muzyka jest w chuj żywa i płynie wartko niczym górskie, lodowate potoki.
Tremolo prześcigają się błądząc między melodią a agresywnym, przeszywającym do
kości zimnem (choć nie brakuje tu też niemal speedmetalowych fragmentów, jak
choćby w „Daetven III”), sekcja rytmiczna wybija głównie schematyczny rytm a polskojęzyczny
głos przeklina wszelkie świętości. Co istotne, a co często jest dla mnie
elementem mocno odpychającym, teksty na tych nagraniach nie należą do gatunku
„ojapierdole”. Doskonale wpasowują się w całość, która, mówiąc banalnie,
cuchnie złem i palonym kościołem. Nie wiem czy to jedynie kwestia sentymentu
dla starych czasów, ale mi ten materiał wchodzi gładko jak siekany tatar przy
flaszeczce dobrze schłodzonej wódki. Łapcie ten album, bo to jest prawdziwe
blackmetalowe biczowanie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz