środa, 12 stycznia 2022

Recenzja Hell Machine „Relentless Aggression”

 

Hell Machine

„Relentless Aggression”

Self-release 2021

Dziś opowieść będzie krótka, odgryzł Burek kawał sutka… No, jak już się przestaniecie śmiać do rozpuku to włączcie sobie drugi album Australijczyków z Hell Machine. Oni w muzyce są równie wyrachowani co ja w moim dzisiejszym was zabawianiu. Wzięli się i nazwali w sposób banalny, wrzucili na okładkę obrazek z gatunku „tysiąc razy widziałem” i zagrali muzykę, którą słyszałem razy jeszcze więcej. Czyli co, do klopa? A chuja! Właśnie że nie. Jadąc ostatnio pociągiem włączyłem sobie ten krążek randomowo i o mało co nie wyskoczyłem na bańkę przez okno. Dobrze, że było zamknięte. Chłopaki totalnie kochają oldschool, zwłaszcza okres kiedy z thrashu wykluwał się death metal. Bankowo „Endless Pain” był jednym z powodów dla których ten zespół w ogóle powstał. „Relentless Aggression” to zajebista zrzynka ze starych, mocno już oklepanych klasyków. Oryginalności w tej muzyce za chuja nie uświadczycie, ale kogo to martwi? Czy oglądając pornosa masowanie penisa rozprasza wam schemat „do buzi, w pizdę, do buzi, w dupę, finisz na cycki / buzię”? No chyba niespecjalnie. Podobnie jest z muzyką Kangurów. Ich numery to zagrane głównie w podkręconym tempie odgrzewane kotlety, najczęściej nawiązujące do tektonicznego gatunku z późnych lat osiemdziesiątych. Ale jak zagrane! Łeb się przy tym sam kręci przy samym zwieraczu i aż się ma ochotę pokąsać kogoś siedzącego obok, albo zajebać mu falangę prosto w ryj. Rytmika i nośność tego materiału jest ponadprzeciętna. Ale, ale… Żebyście nie myśleli że absolutnie wszystko jest tu utrzymane w tej samej linii, co to to nie. Otóż na ten przykład w „Gates of Hell” zaskakuje riff jak żywo przypominający, kompozycyjnie i brzmieniowo, końcówkę „The End Complete”. Z kolei w „Possession” słyszę jakby na chama wyjętą linie wokalną, dodatkowo z identycznym pogłosem, z Cathedralowego  „The Garden of the Unearthly Delights”, choć to drugie to może być czysta koincydencja.  Mimo to „Relentless Agression” to bardzo solidny energetyczny kop w tylną część ciała i słucha się tego koniecznie na stojąco. Dziwi mnie fakt, że nie znalazł się wydawca chętny przyjąć chłopaków pod swoje skrzydła i musieli album wypuszczać własnym sumptem. No ale w prawa rynku nie będę wnikał. Dla mnie ten krążek to kawał zajebistego grania. Gorąco polecam.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz