piątek, 14 stycznia 2022

Recenzja PERUNWIT „W Kręgu Dębów”

 

PERUNWIT

„W Kręgu Dębów” (Re-Issue)

Black Death Production 2021

Perunwit – zespół, którego początki sięgają roku 1994-ego. Dla jednych kult absolutny, za który daliby sobie bez znieczulenia opalić genitalia, dla innych totalna sraczka wywołująca jedynie uśmiech politowania. Wiadomo, że z gustami się nie dyskutuje, trudno jednak zaprzeczyć, że projekt ten w swoim czasie stanowił bardzo ważną część polskiej, jak i europejskiej sceny nawiązującego do starej, rodzimej wiary, surowego, korzennego, Pogańskiego Ambient/Folku i z oddaniem tworzył podwaliny przeszłej potęgi tego stylu. Pamiętam, że w swoim czasie ja także dosyć mocno penetrowałem tajemne rewiry mrocznego Pagan/Folku i Perunwit praktycznie od zawsze zajmował dla mnie bardzo ważne miejsce w hierarchii tego gatunku. I mimo że od pierwszej edycji tego materiału minęło, o ile dobrze pamiętam 26 lat, czasy się zmieniły, a ludzie postarzeli, bądź w niektórych przypadkach niestety wyzionęli ducha, to uważam, że dobrze się stało, iż Black Death Production zdecydowało się wznowić ten materiał, ubierając go w gustowny, limitowany do 500 szt. digipack. Muzycznie nic się na tej płycie nie zmieniło i bardzo kurwa dobrze! Cały czas obcujemy z dźwiękiem zarejestrowanym w Isengard Studio w 1995 roku, co zapewnia autentyczność doznań (kurwa, momentami aż łza się w oku kręci), a same kompozycje, to nasiąknięty ciemnością i dawnymi obrzędami, rytualny Pagan/Folk, który cały czas potrafi konkretnie przeorać zwoje mózgowe. Dominują tu niezmiennie (podobnie jak na materiale demo zatytułowanym „Łzy i Krew”) wolne tempa i atmosferyczny parapet wspomagane w niewielkim stopniu śladowymi partiami gitar, tamburynem, okazjonalnymi samplami wprowadzającymi nas w czasy dawne i mizantropijnymi wokalami o bluźnierczym charakterze. W teorii, niby nic specjalnie skomplikowanego, ani tym bardziej odkrywczego, bowiem wykorzystano na tej płycie raczej proste środki artystycznego wyrazu, niemniej klimat sączący się z tej płyty i szczerość jej przekazu porażają po dziś dzień, przynajmniej w moim przypadku, bowiem można w tej muzie usłyszeć „tamte czasy”, które już bezpowrotnie przeminęły. Prawie się, w pizdę palec poryczałem, takie emocje wywołało u mnie wznowienie „W Kręgu Dębów”. Zrozumcie jednak, wiek już swój mam, a cały czas leżą mi na sercu dawne ideały i pamiętam niepowtarzalny klimat dawnych dni. Mam więc nadzieję, że nasza Black Death Productions nie poprzestanie na ponownym wydaniu pierwszego, pełnego materiału Perunwit i niebawem ukażą się kolejne ich wydawnictwa, a tymczasem wracam po latach, abyponownie zgłębiać zaklęte rewiry i ukryte ścieżki czające się w „Kręgu Dębów”.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz