„W
Kręgu Dębów” (Re-Issue)
Black
Death Production 2021
Perunwit
– zespół, którego początki sięgają roku 1994-ego. Dla jednych kult absolutny,
za który daliby sobie bez znieczulenia opalić genitalia, dla innych totalna
sraczka wywołująca jedynie uśmiech politowania. Wiadomo, że z gustami się nie
dyskutuje, trudno jednak zaprzeczyć, że projekt ten w swoim czasie stanowił
bardzo ważną część polskiej, jak i europejskiej sceny nawiązującego do starej,
rodzimej wiary, surowego, korzennego, Pogańskiego Ambient/Folku i z oddaniem
tworzył podwaliny przeszłej potęgi tego stylu. Pamiętam, że w swoim czasie ja
także dosyć mocno penetrowałem tajemne rewiry mrocznego Pagan/Folku i Perunwit
praktycznie od zawsze zajmował dla mnie bardzo ważne miejsce w hierarchii tego
gatunku. I mimo że od pierwszej edycji tego materiału minęło, o ile dobrze
pamiętam 26 lat, czasy się zmieniły, a ludzie postarzeli, bądź w niektórych
przypadkach niestety wyzionęli ducha, to uważam, że dobrze się stało, iż Black
Death Production zdecydowało się wznowić ten materiał, ubierając go w gustowny,
limitowany do 500 szt. digipack. Muzycznie nic się na tej płycie nie zmieniło i
bardzo kurwa dobrze! Cały czas obcujemy z dźwiękiem zarejestrowanym w Isengard
Studio w 1995 roku, co zapewnia autentyczność doznań (kurwa, momentami aż łza
się w oku kręci), a same kompozycje, to nasiąknięty ciemnością i dawnymi
obrzędami, rytualny Pagan/Folk, który cały czas potrafi konkretnie przeorać
zwoje mózgowe. Dominują tu niezmiennie (podobnie jak na materiale demo
zatytułowanym „Łzy i Krew”) wolne tempa i atmosferyczny parapet wspomagane w
niewielkim stopniu śladowymi partiami gitar, tamburynem, okazjonalnymi samplami
wprowadzającymi nas w czasy dawne i mizantropijnymi wokalami o bluźnierczym
charakterze. W teorii, niby nic specjalnie skomplikowanego, ani tym bardziej
odkrywczego, bowiem wykorzystano na tej płycie raczej proste środki
artystycznego wyrazu, niemniej klimat sączący się z tej płyty i szczerość jej
przekazu porażają po dziś dzień, przynajmniej w moim przypadku, bowiem można w
tej muzie usłyszeć „tamte czasy”, które już bezpowrotnie przeminęły. Prawie
się, w pizdę palec poryczałem, takie emocje wywołało u mnie wznowienie „W Kręgu
Dębów”. Zrozumcie jednak, wiek już swój mam, a cały czas leżą mi na sercu dawne
ideały i pamiętam niepowtarzalny klimat dawnych dni. Mam więc nadzieję, że
nasza Black Death Productions nie poprzestanie na ponownym wydaniu pierwszego,
pełnego materiału Perunwit i niebawem ukażą się kolejne ich wydawnictwa, a
tymczasem wracam po latach, abyponownie zgłębiać zaklęte rewiry i ukryte
ścieżki czające się w „Kręgu Dębów”.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz