Ravenous Death
“Visions From the
Netherworld”
Memento Mori 2022
Kto ma ochotę na trochę meksykańskiego ognia? Może
jakieś burrito? A może drugi album Ravenous Death? Ciężki wybór, ale dziś
zdecydowałem się na to drugie, bowiem recenzowany przeze mnie dwa lata temu
debiut zespołu zrobił na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie. Dlaczego więc
w przypadku nowych nagrań nie miałoby być podobnie? Album rozpoczyna się dość
obiecująco. Atakują nas perkusyjne kanonady na wysokich obrotach a na gitarach
trup ściele się gęsto. Bez jakiegoś szczególnego ściemniania panowie gniotą na
starą modłę, czerpiąc wyraźnie słyszalne inspiracje zarówno zza swojej
północnej granicy jak i ciut bardziej odległej Skandynawii. Brutalne partie
urozmaicane są nieco bardziej chwytliwymi, sztokholmsko brzmiącymi melodiami a
blasty płynnie przełamywane punkowymi d-beatami lub mocnymi zwolnieniami.
Utwory Ravenous Death nastawione są jednak przede wszystkim na frontalny atak i
zmiecenie z powierzchni ziemi wszystkiego co znajdzie się w ich zasięgu.
Ważenie anihilacji pogłębiane jest przez niski, wyrzucający z siebie kolejne
wersy wkurwiony wokal. Materiał ten brzmi całkiem nieźle, nie jest przeprodukowany
i bardzo przypomina sound z okresu eksplozji gatunku. Zatem niby wszystko jest
w porządku, ale po pewnym czasie w obecności „Visions From the Netherworld”
zaczynam łapać się na lekkim znużeniu. Mam bowiem wrażenie, że ten krążek
ciągnie się w nieskończoność, co poniekąd znajduje swoje uzasadnienie w fakcie,
że te jedenaście kompozycji trwają razem ponad godzinę. Zdecydowanie brakuje mi
w nich takich zapamiętywanych, chwytliwych fragmentów jak choćby riff z połowy
:Hydra Dungeon” czy kolejnego „Path of the Spawn Dogs”. Za dużo w tym daniu
zagęszczaczy wrzuconych na siłę, głównie jałowych, nie podszytych konkretnymi
gitarami blastów, pojawiających się dosłownie wszędzie, nawet w nieźle
zapowiadających się wolniejszych numerach. Gdyby przesiać tą płytę przez sito i
zatrzymać z trzydzieści minut najlepszych pomysłów, to jestem w stanie
stwierdzić, że byłby to solidny rozpierdol. A tak, mamy burrito do którego ktoś
zamiast chilli dodał słodkiej papryki. Zjeść się da, ale do restauracji, która
takie danie podała już wracać nie miałbym ochotę. Zwłaszcza, że w koło jest
sporo innych, lepszych.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz