piątek, 7 stycznia 2022

Recenzja Demoted “Away From the Living”

 

Demoted

Away From the Living”

Morbid Chapel 2022


Ooo tak! Takie niespodzianki to ja uwielbiam. Wyciąga mi tu Morbid Chapel zespół z dupy (choć zespół to może zbyt wiele powiedziane, gdyż za całość odpowiada w pojedynkę dwudziestoletni Rumun) i ogłasza, że to niby dobre jest. Patrzę… Druga płyta, o pierwszej nigdy nawet nie słyszałem, koleś poza Demoted ma jeszcze kilka innych projektów / zespołów równie mało mi znanych, okładka tego czegoś taka se… No jakoś nie wygląda mi to obiecująco. Ale włączam. I po krótkim introsie, przypominającym trochę wstęp do “Retribution” Malevolentów, zostaję momentalnie rozłożony na łopatki. Przez totalnie staroszkolne, zajeżdżające garażem brzmienie, przez z lekka Obituarową wokalną manierę, także Nekrologowy riff, a przede wszystkim przez ten feeling. “Away From the Living” w mgnieniu oka przenosi do początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to każda kolejna pozycja z Tampy na Florydzie dosłownie wyrywała trzewia na żywca. Znajdziemy tu, jeśli nie liczyć wspomnianego intro oraz zagranego na koniec coveru Demolition Hammer, osiem nieskomplikowanych kompozycji utrzymanych w średnim tempie, opartych na bujających rytmicznie akordach przy których aż się chce pozarzucać czupryną. Nie ma tu technicznej finezji, choć słychać, iż muzyk za instrumenty nie chwycił przedwczoraj. Niby wszystko jest tu banalnie proste i oczywiste i niczym nie zaskakuje. Niczym poza wspomnianym już klimatem. Ja pierdolę, ten album jest tak cholernie zakorzeniony w starej amerykańskiej szkole, tak kurewsko nośny, że nie sposób się od niego oderwać. Najwięcej tu wpływów napomkniętej ekipy braci Tardy, lecz nie jest to w żadnym przypadku bezmyślne naśladownictwo. Chłop czuje to co robi, a że robi to wyjątkowo dobrze, to mi nic więcej nie potrzeba by poczuć się szczęśliwym jak prosiak w kałuży błota. Co ważne, cały album jest wyjątkowo wręcz równy, zero sinusoidy, i nawet jeśli można się dopierdolić, że utwory są dość szablonowe, to ja mam na to wyjebane. Jak tu wspaniale syfiasto brzmi perkusja, z płaskimi stopami i wiadrowatym werblem, jak logicznie uzupełniają się różne tonacje growlu, jak cudownie w pewnym momencie wchodzi w pojedynkę bas to włosy jeżą się na całym ciele. Zaryzykuję, że jest to jedna z najlepszych płyt w katalogu Morbid Chapel, a kto wie, czy nie numer jeden. Słucham jej już nasty raz i nadal nie mogę podnieść szczęki z podłogi. Ależ to jest zaje-kurwa-biste!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz