Soulcarrion
„Infernal Agony”
Godz Ov War 2022
Ech, te wspaniałe lata dziewięćdziesiąte… Kto wówczas
dorastał i doświadczał wszystkiego co się w tamtym okresie działo, ten wygrał
życie. Dlatego tez dziś zespoły, tak brutalnie wybudzające mnie z mojego ponad
czterdziestoletniego życia poprzez przywoływanie w pamięci lat minionych jak
Soulcarrion, zasługują zarówno na pochwałę jak i potępienie. „Infernal Agony”
to stuprocentowy, nawet nie udający oryginalnego, materiał, który u każdego
maniaka death metalu w wieku średnim przywoła wspomnienia. Głównie dlatego, że
wszystko co tu znajdziemy brzmi i zagrane zostało dokładnie tak, jak to robiono
na początku i w połowie lat dziewięćdziesiątych. Death metal. Słowo klucz.
Jakie nazwy przychodzą wam na myśl w pierwszej chwili? Morbid Angel, Malevolent
Creation, Monstrosity, Banished? A co, jakby do tego dorzucić lekką nutkę
Szwecji? Bezczelnie wymieszać, okrasić głęboko rzygającym wokalem, ubrać w organiczne
szaty i zapodać do spożycia? Właśnie to robi na swoim debiutanckim krążku
Soulcarrion. Oni nie bawią się w żadne innowacje czy nikomu do niczego
niepotrzebne wynalazki. Rżną ze starej szkoły po całości, odświeżając tysiąc
razy słyszane riffy, piłują ciało do kości jak znani profesorowie nakazali i
jedynie uśmiechają się szyderczo pod nosem, plując w twarz wszelkiej
nowoczesności. Oni zatrzymali się w muzycznym rozwoju na poziomie płyt, które
dziś nazywamy klasykami, a poprzez „Infernal Agony” oddają hołd tym, którzy do
metalu zaprosili śmierć. Trochę filozoficzne to wywody, ale wierzcie mi, w
muzyce Soulcarrion filozofii żadnej nie ma. Jest za to sporo riffów do
ponapierdalania łbem, kilka rytmicznych zwolnień i parę melodyjnych wstawek.
Odkrywczości procent zero, śmierć metalu procent sto. I tyle, kurwa. Ten album
to absolutny mus dla każdego komu kostucha z oczu patrzy. Albo to łykasz, albo
ze śmiercią ci nie do twarzy.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz