sobota, 1 stycznia 2022

Recenzja Husqwarnah “Front: Toward Enemy”

 

Husqwarnah

Front: Toward Enemy”

Fuel Rec. 2021


Oho, skoro Husqwarnah to będzie rżnięcie. Co prawda trochę dziwaczne, bo po włosku, ale jak paszki wygolone to od biedy może chyba być, nie? No właśnie, od biedy. Debiutancki album ekipy z Lombardii właśnie taki jest, od początku do końca. Nie wiem, czy w projekcie okładki maczał palce ten geniusz od banknotu z byłym prezydentem, ale najebał na obrazku czołg i jakichś żołnierzy bez ładu i składu, że jeszcze tylko Szarika brakuje. Zapewne miało to nasuwać skojarzenia z pancernym death metalem, co potwierdza się zaraz po włożeniu płyty do odtwarzacza. Momentalnie atakują nas bowiem dźwięki asphyxopodobne i bolt throwerowe rytmy. Kwestię inspiracji mamy zatem za sobą, więc przejdźmy do konkretów. Na “Front: Toward Enemy” zamieszczono dziewięć kompozycji utrzymanych zazwyczaj w średnim tempie z tendencją do nielicznych zrywów i z wyraźnym naciskiem na groove. Podobieństwa do wspomnianych przed chwilą Holendrów są tu nader słyszalne, choć nie powiem, Husqwarnah próbują zagrać stare melodie bardziej po swojemu. Tylko że te odejścia od szablonu akurat w ich przypadku dołują zamiast windować w górę. Na pewno nie ma się do czego przyczepić jeśli chodzi o brzmienie. Jest odpowiedni ciężar, jest selektywność, są też drobne niedociągnięcia, żeby nie było zbyt sterylnie. Potężny jest także wokal, choć na pewno nie nowatorski, ot rasowy deathmetalowy rzyg. Problem tej płyty jest jednak taki, że przelatuje ona przez głowę nic w niej nie pozostawiając. Poszczególne numery są oklepane, co jeszcze nie musi być zarzutem, ale są też po prostu nijakie. Słuchając Włochów mam wrażenie jakbym oglądał w telewizji trzecioligowe spotkanie hokeja na trawie. Pogapić się jednym okiem można, ale emocji tu tyle co na grzybobraniu. Gdzieś w okolicach szóstego na liście “Vigo” zazwyczaj zaczynam lekko ziewać i mimo iż panowie starają się jak mogą, to wychodzi im to średnio. Na koniec mamy jeszcze cover Rush z gościnnym udziałem Mikaela Stanne, lecz powiem wprost. Ta przeróbka brzmi fatalnie i kompletnie nie pasuje mi do całości. Podsumowując zatem… Może tego rodzaju płyt słyszałem ostatnio zbyt wiele, może komuś ten materiał spodoba się bardziej niż mi, ale ja tego nie kupuję a nawet nie biorę za darmo. Może nie jest to złe granie, tylko takie… No takie jak wspomniałem na wstępie – można posłuchać od biedy. Tylko po co?

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz