piątek, 3 marca 2023

Dwugłos : Recenzja Maze Of Sothoth „Extirpated Light”

 

Maze Of Sothoth

„Extirpated Light”

Everlasting Spew Records (2023)

 


Sześć lat po swoim debiucie włoski Maze Of Sothoth atakuje kolejnym pełnym krążkiem. Za cholerę nie pamiętam czy pierwszy materiał ekipy z półwyspu apenińskiego podobał mi się czy nie (ale skoro nie pamiętam to pewnie nie zrobił na mnie spektakularnego wrażenia), ale „Extirpated Light” na pewno pozostawia po sobie bardziej wyraziste wspomnienia, przeważnie pozytywne. Makaroniarze fundują bowiem słuchaczowi 36 minut death metalu na morbidową modłę. Choć żadnego „ancient ones” tu nie uraczymy i żadnej podprogowej głębi nie uświadczymy, to tempo, riffy, zaciekłość wyraźnie wskazują na fascynację Bogami Death Metalu. W tym obszarze Maze Of Sothoth robi naprawdę fajną robotę – jest szybko, wściekle, a przy tym warsztatowo bardzo sprawnie. Dużo tu wyrazistych riffów, konkretnych solówek i perkusyjnej sieczki nie stroniącej od blastów, które są na tyle absorbujące, że przyćmiewają (ale nie w pełni maskują) kilka mankamentów tego wydawnictwa. Największym z nich wydaje się być fakt, że poza wolniejszym „Blood Tribune” wszystko utrzymane jest w dość jednostajnym, bardzo szybkim tempie, a utwory, pomimo rozbudowanych fragmentów operują dość podobnymi schematami i rozwiązaniami, przez co finalnie nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że było to trochę „jedno i to samo”. Było to oczywiście jakościowe, bo jak wspomniałem wcześniej, śledząc na bieżąco kolejne nuty płynące z „Extirpated Light” delektowałem się wieloma składowymi. Konkluzja nasuwa mi się taka, że Włosi są lepszymi grajkami niż kompozytorami. Drugim mankamentem togo wydawnictwa jest jego brzmienie. Trochę brakuje mięcha na gitarach, które i tak są za wysoko w miksie w stosunku do schowanej perkusji. Nie przeszkadza to aż tak bardzo, ale patrząc na gęstość i intensywność tych dźwięków aż się prosi o tłustszy ochłap produkcyjny. W tym przypadku nie jest to jednak co najwyżej niedosyt niż coś co rzutuje na jakość i odbiór całości. Skłamałbym, gdybym powiedział, że do drugiego pełniaka Maze Of Sothoth będę wracał w przyszłości, bo morbidowego grania na rynku jest sporo, ale jest to dobry album, który niesie za sobą spory ładunek rozpierdolu i energii podpartego bardzo profesjonalnym warsztatem. I jeśli dla kogoś są to wystarczające kryteria, żeby sięgnąć po ten album, to proszę brać śmiało i słuchać.

                                                                                                                                             Harlequin


Maze Of Sothoth

„Extirpated Light”

Everlasting Spew Records 2023

 

Od momentu powstania tego włoskiego kwartetu w 2009 roku, sporo wody musiało upłynąć w rzece Pad, żeby mógł ukazać się ich debiut w 2017. Po kolejnych sześciu latach niebytu, wracają do świata żywych, choć w sumie niefortunne to określenie, ponieważ grają metal śmierci, ale są. Po częstotliwości z jaką pojawiają się ich nagrania, można stwierdzić, że proces twórczy w ich przypadku jest dość bolesny. Niestety to słychać. Najnowsza propozycja Maze Of Sothoth to kontynuacja sposobu tej kapeli na death metal z technicznym zacięciem. Ogólnie rzecz biorąc to dość energiczna muzyka, w której poza soczystymi i agresywnymi riffami, pojawia się również mnóstwo ciekawych solówek, powykręcanych zagrywek czy połamanego kostkowania. Wszystko to wygenerowane przy użyciu mięsistych gitar, które niekiedy chudną, wydobywając z siebie przeszywające dźwięki, bądź szalone tremolo. Sekcja rytmiczna nie ustępuje im ciężkością, podążając za wiosłami bez zadyszki nawet w najbardziej karkołomnych momentach. Nudzić się tu raczej nie można. Tempa bezustannie się zmieniają. Akordy non stop się tasują, a w między nie Włosi co róż wplatają masę czasami wręcz zaskakujących patentów. Poszczególne utwory wydają się być przemyślane, choć jak na mój gust są chwilami trochę przekombinowane i co za tym idzie przeładowane. Pomimo tego natłoku przeróżnych środków wyrazu coś tu jednak nie gra, bo i tak jest blado. Chłopaki z Bergamo grać potrafią, fakt to niezaprzeczalny, lecz w gruncie rzeczy pociągającego w tym nic nie znajduję. Ciągnie się to jak flaki z olejem, nic nowego nie wnosi poza wieloma odniesieniami do muzykowania takich kapel jak Sinister, Morbid Angel, Hate Eternal czy w słabszych momentach nawet do Decapitated. Jedynym jasnym momentem jest świetny growl wokalisty, jednocześnie soczysty i czytelny. Jeśli tylko macie trochę wolnego czasu i ochotę na zgrany do bólu rzemieślniczy death metal bez szczególnego wyrazu, to zapraszam. Mnie te niecałe czterdzieści minut zmęczyło okrutnie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz