niedziela, 12 marca 2023

Recenzja Birdflesh „Sickness In The North”

 

Birdflesh

„Sickness In The North”

Everlasting Spew Records 2023

Birdflesh to weterani szwedzkiego grindcore’a. Powstali już w 1992 roku i właśnie wydają szósty album. Zapewne nie zawiodą swoich fanów, gdyż po raz kolejny przygotowali dla nich dawkę solidnej napierdalanki, na którą składają się 23 kawałki, dające 28 minut muzyki. Nieorientujący się w temacie, powinni wiedzieć, że po tym tercecie nie należy się spodziewać gęstego i mielącego rzygu. Twórczość Szwedów to raczej radosna wersja tego typu grania. Podstawę stanowią thrashowe riffy, mocno przypominające momentami Slayer’a, zwłaszcza w piskliwych zagrywkach czy szalonych solówkach. Brzmienie gitar lekko zalatuje tamtejszym death metalem z lat dziewięćdziesiątych, ale poprzez dodanie akordom charakterystycznej dla core’a skoczności, efekt ten staje się niezauważalny. Dzięki odpowiedniemu dociążeniu tonów wiosła jak i sekcji rytmicznej mamy tutaj do czynienia z takim Lawnmower Deth, tylko na sterydach. Wystarczy spojrzeć na tytuły piosenek, aby złożyć wszystko do kupy. Chłopaki grają energiczny thrash / core, dobrze się przy tym bawiąc. Jest szybko, chwytliwie, ale też bezkompromisowo i zawadiacko. Słuchając ich piosenek można dostać zadyszki, gdyż zapierdalają oni wartko przed siebie, siekąc zwoje mózgowe nieprzerwanie przez pół godziny, nie zwalniając nawet na chwilę. Akordy wirują, basik plumka rozkosznie, a perkusja tłucze przyprawiając o ból głowy. Wokalizami zajmują się wszyscy członkowie Birdflesh, więc otrzymujemy także zróżnicowany atak werbalny, co dodatkowo podkręca całość, nadając jej również nieco punkowego sznytu, bo to przecież w końcu core do chuja. Cóż, w swej niszy mocny to materiał, napisany z pomysłem i odpowiednim zacięciem, który powinien ucieszyć niejednego zwolennika agresywnego, ale również bezpretensjonalnego rzępolenia, pełnego czasami absurdalnego humoru.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz