niedziela, 19 marca 2023

Recenzja KATAKOMBA „Katakomba”

 

KATAKOMBA

„Katakomba”

Redefining Darkness Records 2022

Katakomba to czteroosobowy ansambl ze Sztokholmu, który wybrał sobie dosyć trudną ścieżkę. Szwedzki Metal Śmierci to bowiem mocno konserwatywny gatunek, a przy tym scena takiego grania jest w pizdu zatłoczona, a w ostatnich czasach, każdego roku płyt z tą muzyką wychodzi od chuja i jeszcze trochę. Mimo tego faktu chłopaki szczerze i z maniackim uporem napierdalają to, co im w duszy gra i nie oglądają się na słupki popularności. A trzeba uczciwie przyznać, że nakurwiają panowie naprawdę z sercem i nie liżą się po fiutach. Oczywiście jest to granie niemal kanoniczne w swej formie i treści, które kierowane jest do maniaków Death Metalu ze Skandynawii, ale oddając cesarzowi to, co cesarskie, należy stwierdzić, że te klasyczne dźwięki w wykonaniu Katakomba robią robotę. Można powiedzieć, że usłyszymy na tym albumie wszystkie oczekiwane wpływy i inspiracje  (a więc echa Nihilist, Carnage, wczesnego Entombed, Epitaph, wczesnego Dismember, czy też niezapomnianego debiutu Excruciate). Jeżeli jednak zagłębimy się w te kompozycje nieco bardziej, to okaże się, że nie wszystko jest tu takie oczywiste i standardowe, jakby się na początku wydawało. Wiosła są tu zdecydowanie bardziej śluzowate, a sekcja rytmiczna jest masywniejsza i zaprawiona w niewielkim stopniu drażniącym płuca, zawiesistym pyłem. Prawdziwa jazda zaczyna się jednak od „Sacrifice”. Muzyka zespołu jest wówczas tak zjadliwa, agresywna, cierpka i zajadła, że aż robi się mokro w kroku, a do tego tłuste wydzieliny zawarte w fakturach tych dźwięków i upojne wokale zalatujące zgnilizną pełzają uparcie w stronę wibracji znanych z kultowych produkcji Autopsy. Wracając jeszcze do gitar, to wioślarze, choć palcujący w zgodzie z tradycją, są na tyle kreatywni, że ich gra zawiera sporo dziwnych, jak na szwedziznę ozdobników i złowróżbnych, paskudnych akcentów, które potrafią utrzymać uwagę słuchacza (o ile to słuchacz będzie chciał poświęcić tej płycie należytą uwagę). Kurwa, naprawdę ciekawie chłopaki rzeźbią i potrafią ohydnie dojebać do pieca, aczkolwiek te interesujące patenty nieco rozmywają się w morzu brzmieniowych podobieństw i typowo skandynawskich wpływów. Pasjonaci szwedzkiej klasyki niewątpliwie usłyszą tu te niekonwencjonalne smaczki, pozostali mogą mieć nieco trudniej, jednak zachęcam ich, aby nie składali broni. Czerpiący pełnymi garściami ze skandynawskich  tradycji, ale zarazem posiadający własny charakter, bardzo dobry album. Czekam na ciąg dalszy.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz