Cult of Orpist
“Cult of Orpist”
Theogonia Rec. 2023
Dziś mam przed sobą podwójny debiut. Bo i zespół na
scenie nowy, jak i label go wydający. Zatem pod numerem jeden w katalogu
Theogonia Records znajdziemy EP-kę pochodzących z Grecji Cult of Orpist. Mimo
iż kraj ten kojarzy się, przynajmniej mi, głównie z black metalem, zawartość
samozatytułowanej EP-ki z tym gatunkiem niewiele ma wspólnego. Panowie
wchodzący w skład zespołu gówniarzami bynajmniej nie są i z niejednego chleba
piec jedli. W tym konkretnym wcieleniu zajęli się death / thrash metalem na
starą modłę. Materiał ten to pięć odsłon zamkniętych w nieco ponad dwudziestu
minutach, w tym jedno nagranie z próby, można powiedzieć, że dołączone do
wersji CD jako bonus. „Cult of Orpis” bowiem ukazał się pierwotnie w wersji
cyfrowej circa pół roku temu. Przejdźmy jednak do konkretów. Muzyka tutaj jest
równie prosta co okładka ten album zdobiąca, zarazem tak samo wymowna. Grecy
nie bawią się w odkrywanie Ameryki i składają zdecydowany hołd starej szkole
grania, kiedy to liczyły się chwytliwe riffy, organiczne brzmienie, dobra
zabawa i kult Diabła. Wpływów usłyszeć tu można co nie miara, ale tym razem
sobie odpuszczę wyliczankę, bo nie to jest najważniejsze. Przede wszystkim
materiał ten jest dość nośny, a na pewno można się przy nim dobrze bawić. Spora
w tym zasługa punkowego sznytu, przejawiającego się nie tylko we wszechobecnym
d-beacie czy prostocie gitarowych akordów ale i tradycyjnych, można powiedzieć „oklepanych”
tekstach. Rządzi w nich chlanie i Szatan, po chuj filozofować? Kompozycje nie
należą do najszybszych czy specjalnie zróżnicowanych, jednak mają
niezaprzeczalną zaletę. Jest nią niesamowity groove, sprawiający, że nóżka sama rwie się do tańca.
Nie brak tym taktom jednak odpowiedniego kopa wymierzonego prosto w dupę, oraz
lekkiej polewy w postaci fragmentów bardziej melodyjnych czy niezłych,
klasycznych solówek. Jeśli do tego dorzucimy mocny, choć jednocześnie czytelny
growl, to w zasadzie wszystko staje się jasne. Myślę, że jest to pozycja
przeznaczona przede wszystkim dla fanów szwedzizny, bo Cult of Orpis chyba
właśnie z tego zakątka Europy zaczerpnęli do swojej twórczości największe
wiadro inspiracji. Na koniec dodam jeszcze jedno „ale’… Nie, żebym się czepiał
brzmienia, bo to jest prawilnie oldskulowe, jednak trochę żałuję, że całość nie
została nagrana w formie próby, jak kawałek bonusowy. Ten według mnie brzmi
najbrudniej i najmocniej. Ale to tylko takie moje czepialstwo i koncert życzeń
wyrażony w trzecim trybie warunkowym. Bez dwóch zdań warto ten materiał
przynajmniej odsłuchać. Bo jak zażre za pierwszym razem, to do zakupu płyty i
tak nie będę musiał nikogo namawiać. Aha, i nie wiem dlaczego całość jest wytłoczona
jako pojedynczy track, choć zauważyłem to dopiero po kilku odsłuchach…
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz