Wesele
„Fin de Siecle”
Underground Kvlt 2023
Tego typu zespoły zawsze, już na wstępie, mają u
mnie pod górkę. No bo Wesele… Nie wiem z jakiego powodu autor zdecydował się na
tak idiotyczną nazwę dla zespołu, jakby nie było, metalowego. Może jest,
podobnie jak ja, zakochany w klasycznym obrazie Wojciecha Smarzowskiego, nie
wnikam. Przyznacie jednak, że to zajeżdża hipsteriadą. Poza tym to logo i
okładka, plus polskie tytuły… Jak w mordę strzelił kolejni naśladowcy Furii.
Cóż, faktycznie sporo w tym prawdy, aczkolwiek przyznać trzeba, że zawartość
debiutanckiej płyty projektu Rafała Chruścickiego całkiem nieźle się broni. Od
razu zaznaczę, że więcej w tych sześciu kompozycjach faktycznych inspiracji
współczesnym polskim black metalem, dających się wyniuchać nawet przy silnym
katarze, niż bezczelnego kopiowania. Zdaje mi się, że Wesele jest bardziej
nastawione na odpowiednią rytmikę i wkręcający się w głowę riff niż lulanie do
snu i opowiadanie baśni. Sporo tutaj szybkich partii wzorowanych na klasycznym
skandynawskim graniu z lat dziewięćdziesiątych (nie , wcale sobie nie
zaprzeczam, przecież współczesny krajowy czarny metal pochodzi bezpośrednio od
tamtejszych ojców gatunku), podkręcających tempo zapętlonych tremolo, często
wspomaganych akustyczną melodią mogącą jak nic kojarzyć się z Bathory z okresu
wikińskiego. Tworzy to bardzo przyjemne połączenie i poukładane jest z głową a
nie na oślep. Przy tych spokojniejszych fragmentach uwagę przykuwają cykające niczym w utworach
Mgły blaszki, wystukujące bardzo ciekawe kombinacje. Nie brak też kojarzących
się z zespołem M melodii, toczących tu batalię ze stylem Nihilowym, co
najwyraźniej słyszalne jest chyba w zamykającym album „Studnia”. Gdzieniegdzie
wybrzmi też w tle jakiś zagubiony dysonans, w innym miejscu wyraźnie wypłynie
na powierzchnię dostojny bas. No i nie sposób nie wspomnieć o wokalach. Te w
większości są swojego rodzaju chropowatym krzykiem o dość nietypowej barwie, na
pewno nie standardowej, co też działa tutaj na plus. Nie ma w tym temacie
zbytniego silenia się na fajerwerki, choć pojawiają się chwilowe odejścia od
formuły głównej. Inną sprawą są teksty. Nie jestem ekspertem, ale słyszę w nich
sporo elementów ludowych, które czynią je poniekąd oryginalnymi, choć i tak
pewnie znajdą się tacy, którzy z góry określą je mianem grafomanii. Będąc po
kilku okrążeniach muszę wam jednak przyznać, że „Fin de Siecle” sprawił mi dość dużą niespodziankę. To naprawdę niezły materiał, który z każdą następną sesją
coraz mocniej mnie przytula i wcale nie pragnie bym o nim zapomniał. W
ostatecznym werdykcie jestem zatem zdecydowanie
na tak. Warto sprawdzić, bo to wcale nie tak głupie granie jak nazwa
sugeruje.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz