wtorek, 7 marca 2023

Recenzja The Grifted „Doomsday & Salvation”

 

The Grifted

„Doomsday & Salvation”

Personal Rec. 2023

The Grifted to  dumnie reklamowany zespół byłych członków takich tworów jak Treblinka, Tiamat czy, bardziej współcześnie, Mr. Death. Jasne, reklama dźwignią handlu przecież jest potężną. Nie mniej jednak oczekiwania po takich zapowiedziach można mieć spore. Dlatego też niezwłocznie po otrzymaniu debiutanckiego materiału The Grifted dałem im zielone światło. Bardzo szybko sprawa stała się jasna jak, nie przymierzając, słońce. „Doomsday & Salvation” to szwedzizna. Ha, no ktoś jest zdziwiony? Sztokholmem wali tu na kilometr i bynajmniej nie jest to rzecz odkrywcza, choćby w najmniejszym stopniu. Nie powiem, że panowie postanowili na starość podążać udeptaną ścieżką. Więcej, oni walą na oślep czteropasmówką, wyłożoną dawno temu i przez wiele lat należycie konserwowaną. Nie znajdziecie w tych nagraniach absolutnie niczego co by was zaskoczyło. I to jest jednak w moim odczuciu olbrzymi minus. Bo po pionierach, nawet po sporym upływie czasu, gdy skroń spływa siwizną, oczekiwałbym czegoś przynajmniej w minimalnym stopniu nowatorskiego. Znajdziecie natomiast bardzo poprawnie odegrany klasyczny północny śmierć metal, ze wszystkimi jego podstawowymi składowymi. Czyli jest brud i piach na gitarach, wyrzynających klasyczne szwedzkie melodie, łączące ze sobą odrobinę Diabła jak i punkowe melodie taneczne. Jest chropowaty wokal, bez niepotrzebnych urozmaiceń, nieco przesterowany ku podkreśleniu śmiercionośności. Są klasyczne d-beaty, kilka mocarnych zwolnień i momentów do pogibania bioderkami. Jest w zasadzie wszystko, czego przeciętny maniak grania z gatunku wiadomego oczekuje. No dobra, jeśli kopać głęboko, to jest też kilka elementów nieco wykraczających z nurtu głównego, jednak stanowią one raczej delikatne dodatki niż wpływające na odbiór całości pomysły. Powiem szczerze, że samo zdjęcie promocyjne zespołu jest o wiele bardziej oryginalne i intrygujące niż muzyka zawarta na „Doomsday & Salvation”. Nie jest to mimo wszystko album słaby. On jest jedynie maniakalnie przeciętny. Odbyłem z nim kilka stosunków, i jakoś więcej mi się nie chce. Mógłbym z pomięci wymienić przynajmniej kilka(naście) lepszych, współczesnych tworów hailujących szwedzkiemu graniu pod lata dziewięćdziesiąte, które o klasę przewyższają dokonania The Grifted. Nie mniej jednak podejrzewam, że i ta pozycja totalnym maniakom gatunku podejdzie bez oporu. Dla mnie jest to jednak płyta, bez której świat by się obył.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz