„Black Sun Funeral”
Personal
Records 2022
Gdy
zabierałem się za pierwszą płytę japońskiego zespołu In Nothingness, chcąc nie
chcąc zerknąłem na okładkę tej płytki. Cóż, front cover całkiem do rzeczy, nad
wyraz dobrze pasujący do tytułu, a i logo zdecydowanie kreślone fachową ręką. A
muzyka? Można powiedzieć, że podobnie jak strona wizualna tego materiału jest
solidna, rzetelna i poniżej pewnego poziomu się nie zniża. „Pogrzeb Czarnego
Słońca” to zatem niecałe 40 minut Melodyjnego Metalu Śmierci doprawionego dosyć
obficie jadowitą czernią. Całkiem fajnie chłop rzeźbi, trzeba przyznać (In Nothingness
to bowiem projekt, za który całkowitą odpowiedzialność ponosi Lord Nothingness,
vel Kenta Inoue), a jego muza, póki trwa, pozostawia po sobie dobre wrażenie.
Słychać, że ten jegomość klasyczne już dziś i zarazem najlepsze płyty Dark
Tranquillity, Ablaze My Sorrow, Intestine Baalism, Sacrilege, A Mind Confused,
Exhumation, Gates of Ishtar, Eucharist, czy A Canorous Quintet ma obcykane w
najmniejszych szczegółach i czerpie z nich inspiracje pełnymi garściami. Wydaje
mi się, iż niemal taką samą atencją darzy ten maniak najlepsze produkcje
Sacramentum, Unanimated, Dawn, Vinterland, Naglfar, Dissection i Necrophobic,
gdyż można tu także usłyszeć niemałe pokłady zimnej, skandynawskiej
diabelszczyzny. Sekcja rytmiczna tej produkcji dupy może nie urywa, ale robi
swoje, napierdalając siarczyście. Wokale ryją zawodowo, niezależnie od tego,
czy są to gniewne, zachrypnięte growle, czy też agresywny, bluźnierczy scream. Jakiegokolwiek
czystego śpiewu nie uświadczymy na tej płytce i bardzo kurwa dobrze, gdyż
mientkiego pitolenia nam tu nie potrzeba. Najwięcej jednak do powiedzenia ma na
tej produkcji wiosło. Jego partie są naprawdę klasowe. Riffy tną zawodowo,
partie solowe są dopracowane, przemyślane i robią robotę, a chłodne, nasączone
mrokiem pasaże do spółki z akustycznymi, nieco melancholijnymi miniaturami
nadają tej produkcji wyraźnie czarciego posmaku i mroźnych wibracji.„Black Sun
Funeral” to płytka wypełniona naprawdę dobrym graniem, które odpaliło u mnie
pewną nutkę nostalgii. Jak
tu bowiem nie uronić łezki, gdy wspominasz takie płyty jak „Vittra”, „Far Away
From the Sun”, „A Bloodred Path”, „Skydancer”, „Slaughtersun (Crown of the
Triarchy)”, „Darkside”, czy „In the Forest of the Dreaming Dead”? Debiut
In Nothingness nie jest może aż tak dobry, jak płyty, które przed chwilą
wymieniłem (choć brakuje mu naprawdę niewiele), ale klimatem operuje podobnym,
i to całkiem skutecznie. Tak więc koneserzy melodyjengo Death/Black Metalu
powinni zaopatrzyć się w pierwszy krążek
japońskiego projektu, gdyż sprawi im on sporo przyjemności. Ja zakup tej płytki
sobie odpuszczę, ale chętnie zawieszę ucho na kolejnej produkcji tego
metalowego samuraja ze stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz