KRYPTAMOK
„Kataklysmi”
Purity
Through Fire 2022
Z
Fińską hordą Kryptamok miałem okazję zapoznać się przed czterema laty, przy
okazji recenzowania jej materiału demo zatytułowanego „Profaani”. Z tego, co
pamiętam, rzetelne było to granie, choć dupy absolutnie nie urywało. Nastał, jakiś
czas temu, rok 2022 i oto w mym odtwarzaczu kręci się drugi już, pełny album
zespołu. Cóż mogę powiedzieć na jego temat? Cały czas mamy do czynienia z
bardzo solidnym i fachowo zagranym Black Metalem, który zadeklarowanym maniakom
czerni sprawi bez dwóch zdań, całkiem sporo radochy. „Kataklysmi” to
bowiem podręcznikowy wręcz przykład
skandynawskiej rogacizny oparty o kanoniczne wzorce gatunku. Wszystko jest tu
na swoim miejscu. Muzyka zawarta na tym krążku jest agresywna, jadowita,
zawiera sporą dawkę bluźnierstwa, a gorycz i pogarda cały czas mają swe miejsce
w sercach tych kompozycji. Zimne, nacechowane charakterystyczną, fińską
melancholią melodie i monumentalny parapet nadają jej natomiast odpowiednio
mrocznego szlifu i niezmiennie gloryfikują ciemność. Album ten nie jest jakąś
totalną petardą i na deski mnie nie posłał, ale i tak uważam, że jak do tej
pory, jest to najlepsze wydawnictwo Kryptamok. Prócz typowo fińskich patentów,
które oczywiście znajdziemy tu w sporych ilościach, dźwięki zawarte na tym
krążku czerpią równie mocno z norweskiej szkoły gatunku ze wskazaniem na
cesarską spuściznę z lat 90-tych. Poza tym współczesna twórczość grupy zyskała dużo
bardziej wyniosłą specyfikę, a chwilami ociera się niemal o modlitewne,
sakralnetony. Dobra płytka, tyle że, jak dla mnie szybko wyczerpuje temat, gdyż
po dwu-trzykrotnym przesłuchaniu człowiek zna ją praktycznie na pamięć. Dla
jednych będzie to wada, dla innych zaleta, sami muszą już to rozstrzygnąć. Jak
dla mnie „Kataklysmi” to materiał na tyle solidny, że kolejną produkcję
Kryptamok na pewno sprawdzę, ale w ogień piekielny bym za nim nie poszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz