piątek, 3 marca 2023

Recenzja Schizma „Upadek”

 

Schizma

„Upadek”

Pirahna Music 2023

Trochę mnie wkurwia ta Piranha Music, bo ostatnio dość mocno wystawiają na próbę mój od dawna ustabilizowany gust muzyczny. Najpierw Mag, chwilę temu Las Trumien, a teraz cios ostateczny pod postacią Schizmy. Niby zespół z nazwy znam, w końcu ziomki pochodzą z mojego miasta, kiedyś widziałem ich nawet przypadkowo na jakimś koncercie. Ba, pracowałem nawet kilka lat z, odeszłym już niestety, Schizmaćkiem, i wielokrotnie obiecywałem mu, że przysiądę kiedyś na spokojnie do ich muzyki, mimo iż teoretycznie gatunek którym para się zespół nie należał do moich ulubionych. Do wczoraj jednak tego nie zrobiłem a z hardcorem spotykałem się jedynie na żywca i bardzo okazjonalnie wychodziłem z pozytywnym wrażeniem. W domowych pieleszach nie słuchałem nigdy, bo najzwyczajniej nie posiadam żadnej płyty z tego gatunku. Dopiero ósmy album Schizmy ten stan rzeczy zmienił i powiem prosto z mostu, rozszarpał mnie na strzępy niczym stado wściekłych bulterierów. Muzycznie mamy tu do czynienia niemal z klasyką gatunku, graniem bardzo energetycznym, pełnym wkurwu i z ogromnym groovem. Na pewno echa Madball czy Suicidal Tendencies odbijają się głęboko w głowach twórców „Upadku”, choć przyznać trzeba, że bydgoszczanie nauki pobierane od mistrzów crossoveru i HC wykorzystują niezwykle umiejętnie do tworzenia własnego stylu. Poza bardzo mocnymi gitarami i konkretnym, skocznym jebnięciem, znajdziemy tu także kapkę nieco łagodniejszych melodii, jak choćby w „Żar i Lód”, kojarzącym się z lekka z graniem szwedzkim z Goteborga, oraz sporą garść riffowania thrashowego a także niemal deathmetalowego. Ustać przy tych dwunastu utworach spokojnie, to jak zasnąć z akumulatorem na jajach. Każdy kolejny poniewiera ostro walącymi w głowę harmoniami, stanowi zastrzyk adrenaliny i powoduje coraz większą chęć rozpierdolenia czegoś, co akurat znajduje się pod ręką. Album utrzymany jest głównie w średnio-szybkim tempie, ze zdecydowanym naciskiem bardziej na ostre biczowanie gitarowymi akordami niż szukanie ekstremy. A jak ten materiał brzmi, to klękajcie narody! Jest masa, jest przejrzystość a zarazem odpowiedni brud. Według mnie lepiej się nie da. Ale to nie wszystko. Niepodważalnym atutem są tutaj wokale. Przeraźliwy, chropowaty krzyk, wspomagany także dodatkowymi głosami w tle, z wyraźną artykulacją i niezaprzeczalnymi, płynącymi z każdego słowa szczerymi emocjami, sprawia, że przekaz Schizmy nie tylko się słyszy, nie tylko się go słucha, ale i zaczyna zastanawiać nad smutną, otaczającą nas rzeczywistością. Tematy poruszane przez Pestkę są bowiem niesamowicie na czasie. Chłop wyrzyguje z siebie wszystko co mu na wątrobie leży i wkurwia na co dzień, cały ten gnój, który otacza nas ze wszystkich stron. A sposób w jaki te liryki są napisane to dla mnie mistrzostwo. Pierwszy raz w życiu zostałem tak rozjebany przez płytę, ogólnie mówiąc, hardcore’ową, i wcale nie piszę tego przez jakiś lokalny szowinizm. Może nie kupię sobie od razu koszykarskiej koszulki, krótkich spodenek i czapeczki z prostym daszkiem, ale mówię wam, „Upadek” zrobił mi w głowie większy kocioł niż niejedna death czy blackmetalowa płyta. Nie wystawiam ocen, ale gdyby tak było Schizma dostałaby dziś ode mnie coś bardzo blisko maksa.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz