wtorek, 21 marca 2023

Recenzja CASTRATOR „Defiled In Oblivion”

 

CASTRATOR

„Defiled In Oblivion”

Dark Descent Records 2022


Ten amerykański band o jakże wymownie brzmiącej nazwie Castrator tworzą same przedstawicielki płci pięknej. Nie podkreślam tego faktu po to, aby zespół miał dzięki temu mieć jakąś taryfę ulgową, czy coś w tym guście, tym bardziej że te niewiasty niejednemu z pewnością potrafiłyby spuścić brutalny wpierdol. A panie te, to nie nowicjuszki i na swym fachu (znaczy się na brutalnym napierdalaniu) się znają, grają bowiem cały czas, bądź grały w tak zacnych aktach, jak Derkéta, Harlequin, Vicious Blade, Gruesome, czy Hypoxia. Widzicie więc sami, że to nie przelewki. Tak więc kontynuując niejako temat okrutnej rozpierduchy spieszę donieść Wam, że pierwszy pełniak Castrator to prawie 40 minut klasycznego w swej formie i treści Metalu Śmierci, który miażdży w chuj. Zespół udowadnia, że arkana tej sztuki opanował w stopniu bardzo dobrym, a do tego jest na tyle utalentowany, by przekuć te gatunkowe standardy na swój własny sposób i odcisnąć na nich swe indywidualne piętno. Beczki gniotą tu potwornie, pulsując złowrogo, ciężki, tłusty bas kaleczy bezlitośnie, dzikie, zajadłe, bestialskie, lecz bardzo precyzyjnie zaaplikowane riffy rozrywają wnętrzności, a dzieło zniszczenia wieńczą rasowe, paskudne, wściekłe growle. Wykurw moi drodzy bracia i siostry, jak się patrzy. Oczywiście odnajdziemy na tym albumie pewne naleciałości charakterystyczne dla twórczości Cannibal Corpse, Deicide, Morbid Angel, czy też Death i nic w tym dziwnego, czy też specjalnie zdrożnego. Najważniejsze, iż są one na tyle nieznaczne, że nie rzutują w znaczący sposób na całokształt tego krążka, a dodają mu tylko odpowiedniego posmaku i aromatu. Wcale się nie dziwię, że szefostwo Dark Descent Records postanowiło wziąć pod opiekę ten zespół i wydać „Defiled…” w swych barwach, gdyż to naprawdę bardzo dobry, tradycyjnie brutalny materiał jest, i potrafi sponiewierać jak ta lala. O ile oczywiście ktoś lubi takie granie. Dobra, myślę, że dalsze słowa są tu zbyteczne, gdyż „Splugawiony w Zapomnieniu” to krążek przeznaczony w zasadzie tylko i wyłącznie dla maniaków gatunku. I bardzo kurwa dobrze, gdyż sezonowym pseudo Deff Metalofcom mówimy stanowcze nie! Zajebista płytka. Jak dla mnie zakup obowiązkowy.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz