LUCID
GRAVE
„Cosmic
Mountain”
Electric
Valley Records 2022
Drugą,
pełną płytkę duńskiego ansamblu Lucid Grave zapamiętam z dwóch powodów.
Pierwszy z nich to oczywiście muzyka na niej zawarta, gdyż ta jest niewątpliwie
dobra i gniecie konkretnie. Grupa rzeźbi bowiem w tradycyjnej odmianie
Heavy/Doom Metalu i robi to naprawdę zawodowo i z gruntownym znawstwem tematu.
Monumentalne beczki przygniatają z potworną silą, zaznaczony bardzo wyraźnie,
chropowaty bas wyrywa wnętrzności, a tłuste, smoliste, klasycznie przeciągane
riffy wibrują hipnotycznie wprowadzając słuchacza w pewien rodzaj
psychodelicznego transu. Ma ta muza silę, bez dwóch zdań, a jej chorobliwy feeling
podkreślają dodatkowo umiejętnie użyte elementy zakwaszonego Rocka z lat
70-tych. Jasny Grób bezspornie potrafi warstwą instrumentalną tej płytki mocarnie
przygnieść do gleby i fachowo zaorać zagony mózgowe. Celowo nie wspominałem na
razie o warstwie wokalnej „Kosmicznej Góry”, gdyż to jest właśnie drugi z
powodów, który spowodował, że pewnie długo będę jeszcze pamiętał o tym krążku.
Niestety, dla mnie śpiew, za który odpowiada tu pani Malene jest nie do
strawienia. Nie chodzi mi tu typowo o barwę jej głosu, gdyż nie jest ona wcale
tragiczna, ale o sposób, w jaki ta niewiasta wykorzystuje nawet nie tyle swoje
struny głosowe, ile aparat mowy, zwany paszczą, z którego wydobywa się głos.
Brzmi to często tak, jakby wokale ślimaczyły się przez nos, bądź wypływały przez
zaciśnięte mocno zęby. Naprawdę miernie się tego słucha, zwłaszcza że linie
wokalne są na tej płycie mocno wysunięte do przodu. Mam poza tym nieodparte
wrażenie, że pani ta ma mocne parcie, aby być tu na pierwszym planie. Stara się
nadmiernie, niemal teatralnie uwznioślać swoje śpiewanie, a do tego robi to
bardzo głośno, niemal na pograniczu krzyku, a sprawy nie poprawia niewątpliwie
charakterystyczna, ale jak dla mnie koszmarna artykulacja jej partii. Uważam,
iż wiele zyskałby ten album, gdyby pozostała tu jedynie warstwa czysto
instrumentalna, gdyż gardłowe wynurzenia Malene przedstawione w ten sposób
psują ten zaiste bardzo dobry, miażdżący w staroszkolnym stylu krążek. Kończąc
zatem temat, „Kosmiczna Góra” to album zawierający wyśmienitą muzykę i
koszmarne wokale. Szkoda. No ale cóż, tak bywa. Podobno
nie można mieć wszystkiego.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz