poniedziałek, 20 marca 2023

Recenzja OMENLOTH „Omenloth”

 

OMENLOTH

„Omenloth”

Theogonia Records 2023

Debiutancki album greckiego horda Omenloth to nie jest najświeższy materiał (ptaszki na drzewach ćwierkają, iż koncepcja zespołu, jak i niektóre wałki powstały już przed dekadą). Pierwsza wersja tej płytki ukazała się więc we wrześniu, a druga w październiku 2022 roku. Obie edycje dostępne były tylko w formie digital, więc myślę ja sobie, iż dobrze się stało, że w lutym Anno Bastardi 2023 nasza Theogonia Records wtłoczyła tę produkcję na limitowany do 300 kopii srebrny krążek, gdyż ten album to kawałek dobrego, klimatycznego Black Metalu jest. Kręgosłupem tej płytki (co chyba nikogo nie dziwi) jest klasyczne, czarcie granie greckiej szkoły gatunku manifestujące się tu pod postacią siarczystych, charakterystycznie bijących bębnów, konkretnie zaznaczonego, grubego basu, jadowitych, zimnych, agresywnych, przesyconych mrocznymi melodiami riffów i złowrogich, bluźnierczych wokaliz. Z owym tradycyjnym rdzeniem rodem z Hellady zintegrowano umiejętnie monumentalne faktury dźwięków znane z II fali skandynawskiego diabelstwa (sposób użycia parapetu i niektóre gitarowe rozwiązania), elementy Doom Metalowej melancholii (atmosferyczne, przygnębiające nierzadko pasaże, poparte czystym, mocnym śpiewem oraz nawiedzonymi szeptami) i rozwiązania zaczerpnięte odważnie z Progresywnego Rocka o hipnotycznym zacięciu (wyborne, dopracowane partie solowe, czy kwaśne z lekka linie pochodzącego z Armenii instrumentu, zwącego się duduk). Uważni słuchacze odkryją tu także sporo wioślarskiej ornamentyki i harmonicznych niuansów, które może nie miażdżą totalnie, ale wrażenie zrobić potrafią. Persony tworzące ten projekt, to zresztą doświadczeni już muzycy, więc nie raz prezentują oni na tym albumie swój diabelski kunszt. Nad całością unosi się mglisty, tajemniczy klimat i przesiąknięte magią, miłe Rogatemu, okultystyczno-rytualne wibracje. Naprawdę bardzo fajny krążek, który ma szansę spodobać się nie tylko maniakalnym wyznawcom czerni. Szkoda tylko, że na wersji cd nie znalazł się cover Ulver („Wolf & Fear”), który znalazł się na pierwszej wersji cyfrowej. Panowie z Omenloth zrobili go bowiem wyśmienicie, a do tego doskonale komponował się on z całością ich pierwszego materiału. Nawet jednak bez niego naprawdę dobra to płytka, którą śmiało mogę polecić nie tylko maniakom greckiej frakcji diabelskiego grania. Nie sądzę, aby ktoś tym materiałem poczuł się rozczarowany, a jeżeli taki by się znalazł, to znaczy, że musi przerzucić się na country, piosenkę biesiadną, lub (Szp)Arkę Noego, czy tam inne 2Tm2,3.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz