niedziela, 17 września 2023

Recenzja Abigail / Nekrofilth “Fuck In Hell's Evil Bitches”

 

Abigail / Nekrofilth

“Fuck In Hell's Evil Bitches”

Hells Headbangers 2023

Akurat chodziłem z kąta w kąt i zastanawiałem się, jakiego prymitywnego brudu by tu nie posłuchać. A tu nagle do skrzynki wpada „Fuck In Hell’s Evil Bitches”, a ja momentalnie mam mokro w majtkach. No bo Abigail i Nekrofilth… A zresztą, co ja będę komuś tłumaczył. Kto zna, ten wie, a kto nie zna to powinien się, do chuja, ogarnąć. Materiał, który mam przed sobą to dwadzieścia minut muzyki, a zespoły owym czasem podzieliły się niemal równo po połowie. Wejście pierwsze to Japońcy z czterema numerami swojego ulicznego metalu. Jak kiedyś wkurwiliście woźną w szkole, to istnieje szansa, że zakosztowaliście liścia brudną szmatą i poprawkę szczotką do kibla z drugiej. Spotkanie z twórczością Abigail wygląda podobnie. Szybka akcja, bez rozważań filozoficznych, strzały na ryj i wypierdalać! Dziś co prawda pani „konserwator powierzchni płaskich” musi być bardziej uprzejma i wyrozumiała, więc ścierą potraktować nie za bardzo może, ale panowie z Tokio zatrzymali się w szkole z dawnych lat i w dupie mają to, jak powinien brzmieć nowoczesny metal i jakimi zasadami się kierować. Oni nadal hailują brzmieniu rodem z piwnicy, ostrym thrashowo – punkowym melodiom i pijackiemu darciu mordy na potęgę. Bynajmniej beż zaśpiewów czy innych ugrzecznień. Nowe utwory to w zasadzie nic nowego, ani w ramach gatunku, ani dyskografii zespołu. Kilka prostych akordów, ostra jazda do przodu, szybko albo bardzo szybko, sporo Szatana, Celtic Frost i bezwzględnej autentyczności. Tak sobie myślę, że gdyby politycy byli tacy szczerzy w tym co mówią i myślą jak Abigail w graniu, to dawno by wszyscy wyzdychali, niekoniecznie naturalnie. Powiem wam, że ilekolwiek chłopaki by nie nagrywali, a omawiany split jest ich trzecim w tym roku, to zawsze można w ciemno obstawiać, że dostaniemy stary metal pełną gębą. Mniam! Wejście drugie to Nekrofilth, który przebudził się po trzech latach, a pięciu od wydania pełnego krążka. Od nich mamy cztery kompozycje własne i cover Germs (zaśpiewany zresztą niegrowlowo). W tym przypadku brzmienie mamy równie brudne, ale bardziej przymulone. Muzyka Amerykanów, identycznie jak u poprzedników, to w sumie ich klasyka. Też sporo w niej elementów punkowych i thrashowych, za to więcej death metalu i chwilami hard core’a, bez zabawy w wyszukane struktury czy urozmaicacze. Tempo chłopaki mają co prawda nieco wolniejsze, i więcej u nich rock’n’rollowego vibe’u, ale wpierdol jest tak samo odczuwalny. Gdzieś tam mignie szybka solówka, poleci kilka „fuck’ów”, dupsko skopane, dziękuję, do widzenia. Kurwa, zawsze przy wydawnictwach Nekrofilth mam niedosyt, nawet przy tych teoretycznie dłuższych. Oni grają w kółko to samo, a ja i tak za każdym razem ślinię się jak Pawłow do psa. Ten split to choroba i nieuleczalne zwyrodnienia. Na koniec kilka tytułów, przekrojowo z obu stron: „Endless Holocaust”, „Bestial Metal Attack”, „I Crave Disease”, „Fuck In Hell”. Ktoś ma jeszcze wątpliwości, czy warto się tymi piosenkami zainteresować?

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz