Abigail / Nekrofilth
“Fuck In Hell's Evil
Bitches”
Hells
Headbangers 2023
Akurat chodziłem z kąta w kąt i zastanawiałem się,
jakiego prymitywnego brudu by tu nie posłuchać. A tu nagle do skrzynki wpada
„Fuck In Hell’s Evil Bitches”, a ja momentalnie mam mokro w majtkach. No bo
Abigail i Nekrofilth… A zresztą, co ja będę komuś tłumaczył. Kto zna, ten wie,
a kto nie zna to powinien się, do chuja, ogarnąć. Materiał, który mam przed
sobą to dwadzieścia minut muzyki, a zespoły owym czasem podzieliły się niemal
równo po połowie. Wejście pierwsze to Japońcy z czterema numerami swojego
ulicznego metalu. Jak kiedyś wkurwiliście woźną w szkole, to istnieje szansa,
że zakosztowaliście liścia brudną szmatą i poprawkę szczotką do kibla z drugiej.
Spotkanie z twórczością Abigail wygląda podobnie. Szybka akcja, bez rozważań
filozoficznych, strzały na ryj i wypierdalać! Dziś co prawda pani „konserwator
powierzchni płaskich” musi być bardziej uprzejma i wyrozumiała, więc ścierą
potraktować nie za bardzo może, ale panowie z Tokio zatrzymali się w szkole z
dawnych lat i w dupie mają to, jak powinien brzmieć nowoczesny metal i jakimi
zasadami się kierować. Oni nadal hailują brzmieniu rodem z piwnicy, ostrym
thrashowo – punkowym melodiom i pijackiemu darciu mordy na potęgę. Bynajmniej
beż zaśpiewów czy innych ugrzecznień. Nowe utwory to w zasadzie nic nowego, ani
w ramach gatunku, ani dyskografii zespołu. Kilka prostych akordów, ostra jazda
do przodu, szybko albo bardzo szybko, sporo Szatana, Celtic Frost i
bezwzględnej autentyczności. Tak sobie myślę, że gdyby politycy byli tacy szczerzy
w tym co mówią i myślą jak Abigail w graniu, to dawno by wszyscy wyzdychali,
niekoniecznie naturalnie. Powiem wam, że ilekolwiek chłopaki by nie nagrywali,
a omawiany split jest ich trzecim w tym roku, to zawsze można w ciemno
obstawiać, że dostaniemy stary metal pełną gębą. Mniam! Wejście drugie to
Nekrofilth, który przebudził się po trzech latach, a pięciu od wydania pełnego
krążka. Od nich mamy cztery kompozycje własne i cover Germs (zaśpiewany zresztą
niegrowlowo). W tym przypadku brzmienie mamy równie brudne, ale bardziej
przymulone. Muzyka Amerykanów, identycznie jak u poprzedników, to w sumie ich
klasyka. Też sporo w niej elementów punkowych i thrashowych, za to więcej death
metalu i chwilami hard core’a, bez zabawy w wyszukane struktury czy
urozmaicacze. Tempo chłopaki mają co prawda nieco wolniejsze, i więcej u nich
rock’n’rollowego vibe’u, ale wpierdol jest tak samo odczuwalny. Gdzieś tam
mignie szybka solówka, poleci kilka „fuck’ów”, dupsko skopane, dziękuję, do
widzenia. Kurwa, zawsze przy wydawnictwach Nekrofilth mam niedosyt, nawet przy
tych teoretycznie dłuższych. Oni grają w kółko to samo, a ja i tak za każdym
razem ślinię się jak Pawłow do psa. Ten split to choroba i nieuleczalne
zwyrodnienia. Na koniec kilka tytułów, przekrojowo z obu stron: „Endless
Holocaust”, „Bestial Metal Attack”, „I Crave Disease”, „Fuck In Hell”. Ktoś ma
jeszcze wątpliwości, czy warto się tymi piosenkami zainteresować?
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz