wtorek, 5 września 2023

Recenzja CATTLE DECAPITATION „Terrasite”

 

CATTLE DECAPITATION

„Terrasite”

Metal Blade Records 2023

Niesamowitą metamorfozę przeszła Dekapitacja Bydła, gdy zestawi się ze sobą ich wczesne materiały z płytami, które ukazały się dobrze ponad dwie dekady później. Dla tych, którzy nie wiedzą, uprzejmie donoszę, że panowie zaczynali od grania wyrywającego z buciorów, potężnego Grindcore/Death Metalu, a w tej chwili ich muzyka umiejscowiona jest zdecydowanie po stronie Technicznego Metalu Śmierci z progresywnym zacięciem. Tu oczywiście pojawią się kłótnie i odmienne zdania, gdyż jednym będzie się podobać to, co zespół tworzył wcześniej (tym bardziej że nie był to tępy nakurw, tylko brutalna muza z jajami, jak i pomysłem na nią) a innym jego obecna, mocniej pokręcona twarz. Nie stając po żadnej ze stron (gdyż to dyskusja trochę akademicka) trzeba jednak uczciwie przyznać, że tegoroczny, dziesiąty już album rzeźników z Kalifornii, to płytka cisnąca bardzo mocno i bezlitośnie. Beczki płynnie przechodzą od napierdalania soczystych blastów do bardziej złożonych, aczkolwiek gniotących okrutnie, nierzadko pozawijanych srodze struktur rytmicznych, wyrazisty bas kreśli tu niemal matematycznie dokładne wzory, a przy tym zapewnia tej płycie konkretne, głębokie doły, wiosła wycinają zaawansowane technicznie, a zarazem poniewierające niewąsko riffy, jak i dopracowane dogłębnie solówki. Usłyszymy tu także odrobinę dopełniających całość ozdobników, jednak nie robią one absolutnie krzywdy tej płycie, gdyż są użyte z rozmysłem i należytym wyczuciem chwili. Wokale z rozmysłem zostawiłem sobie na koniec. Na gardłowych growlach (choć nie zniżają się one do wysokości pięt), jak i agresywnych, ukierunkowanych w stronę Grind’a wrzaskach mucha nie siada (bo zapewne się boi). Są tu jednak także wokale czyste i pseudo-czyste, przepuszczone przez studyjny efekt. Zwykle nie trawię takich bajerów, ale wierzcie mi, na tej produkcji sprawdzają się one na tyle dobrze, iż nie powodują odruchów wymiotnych (co najwyżej zaskakują w pierwszej chwili). Może i jestem zdrowo jebnięty w łeb (co jest wysoce prawdopodobne), ale powiem Wam, że podobają mi się obie inkarnacje Cattle Decapitation. Choć po namyśle przyznaję, że chyba bardziej naturalnym ich środowiskiem jest kombinowany po ichniemu, rozpierdalający w chuj Death/Grind. To jednak tylko moje zdanie, które w żaden sposób nie deprecjonuje choćby wydanego w tym roku „Terrazytu”(lub jak kto woli „Oddechu Istnienia”), gdyż to płyta naprawdę niszcząca, choć w sposób mocno odmienny, od choćby „Human Jerky”, „Homovore”, czy „To Serve Man”.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz