„Terrasite”
Metal Blade Records 2023
Niesamowitą
metamorfozę przeszła Dekapitacja Bydła, gdy zestawi się ze sobą ich wczesne
materiały z płytami, które ukazały się dobrze ponad dwie dekady później. Dla
tych, którzy nie wiedzą, uprzejmie donoszę, że panowie zaczynali od grania
wyrywającego z buciorów, potężnego Grindcore/Death Metalu, a w tej chwili ich
muzyka umiejscowiona jest zdecydowanie po stronie Technicznego Metalu Śmierci z
progresywnym zacięciem. Tu oczywiście pojawią się kłótnie i odmienne zdania,
gdyż jednym będzie się podobać to, co zespół tworzył wcześniej (tym bardziej że
nie był to tępy nakurw, tylko brutalna muza z jajami, jak i pomysłem na nią) a
innym jego obecna, mocniej pokręcona twarz. Nie stając po żadnej ze stron (gdyż
to dyskusja trochę akademicka) trzeba jednak uczciwie przyznać, że tegoroczny,
dziesiąty już album rzeźników z Kalifornii, to płytka cisnąca bardzo mocno i
bezlitośnie. Beczki płynnie przechodzą od napierdalania soczystych blastów do
bardziej złożonych, aczkolwiek gniotących okrutnie, nierzadko pozawijanych
srodze struktur rytmicznych, wyrazisty bas kreśli tu niemal matematycznie
dokładne wzory, a przy tym zapewnia tej płycie konkretne, głębokie doły, wiosła
wycinają zaawansowane technicznie, a zarazem poniewierające niewąsko riffy, jak
i dopracowane dogłębnie solówki. Usłyszymy tu także odrobinę dopełniających
całość ozdobników, jednak nie robią one absolutnie krzywdy tej płycie, gdyż są
użyte z rozmysłem i należytym wyczuciem chwili. Wokale z rozmysłem zostawiłem
sobie na koniec. Na gardłowych growlach (choć nie zniżają się one do wysokości
pięt), jak i agresywnych, ukierunkowanych w stronę Grind’a wrzaskach mucha nie
siada (bo zapewne się boi). Są tu jednak także wokale czyste i pseudo-czyste,
przepuszczone przez studyjny efekt. Zwykle nie trawię takich bajerów, ale
wierzcie mi, na tej produkcji sprawdzają się one na tyle dobrze, iż nie
powodują odruchów wymiotnych (co najwyżej zaskakują w pierwszej chwili). Może i
jestem zdrowo jebnięty w łeb (co jest wysoce prawdopodobne), ale powiem Wam, że
podobają mi się obie inkarnacje Cattle Decapitation. Choć po namyśle przyznaję,
że chyba bardziej naturalnym ich środowiskiem jest kombinowany po ichniemu,
rozpierdalający w chuj Death/Grind. To jednak tylko moje zdanie, które w żaden
sposób nie deprecjonuje choćby wydanego w tym roku „Terrazytu”(lub jak kto woli
„Oddechu Istnienia”), gdyż to płyta naprawdę niszcząca, choć w sposób mocno
odmienny, od choćby „Human Jerky”, „Homovore”, czy „To Serve Man”.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz