Solus
Grief
„What
If This Was Everything”
Purity Through Fire 2023
No
i nie minął nawet jeden rok od debiutu w fizycznej wersji Solus Grief, a już 22
września miała miejsce premiera drugiego albumu tego jednoosobowego projektu z
Norwegii. Poprzednia produkcja, choć mocno odbiegała od norweskiego sposobu na
black metal, to ujęcie tego tematu przez Praefuro było ciekawe i dość
poruszające. Już po wielokrotnym przesłuchaniu „With A Last Exhale” ostrzyłem
sobie zęby na kolejną produkcję i bardzo byłem ciekawy co będzie dalej. Nie
zawiodłem się, bo ten muzyk stanął na wysokości zadania i uraczył mnie znowu
czterema utworami, które zawładnęły mną do reszty. Cały czas jest to
szczególnie depresyjny i zarazem atmosferyczny black metal, który całymi
garściami czerpie z doom metalu lat 80 i 90. Jednak na „What If This Was
Everything” nie są one już tak wyraźne. Co prawda w dwóch pierwszych kawałkach styl
ten przeważa i częstuje mnie niezwykle gęstą oraz duszną ścianą dźwięku, która
hipnotyzuje niemiłosiernie, ale coraz częściej wyłaniają się tam lodowate i
równie transowe tremolo, przyspieszające nieco tempo. Gdy do głosu dochodzą dwa
kolejne numery tendencja do gniotących i zawiesistych doomowych riffów prawie
całkowicie zanika, a na pierwszy plan wypływają akordy właściwe dla
satanicznego grania. Brzmienie co prawda pozostało, jak na poprzednim
wydawnictwie, raczej cięższe, co podbija wyraźnie przysadzista sekcja
rytmiczna, lecz nie pozbawione jest odpowiedniej ostrości, a szron jaki ze sobą
niesie jest dzięki temu grubszy. Wszystkiemu towarzyszą rasowe wrzaski
Praefuro, które wypełnione dużym ładunkiem emocjonalnym są perfekcyjnym
dopełnieniem tej płyty. Ich pełen smutku, a także wściekłości wydźwięk czyni z
„What If This Was Everything” bardziej diaboliczną płytę od jej poprzedniczki.
Podobnie ma się sprawa z warstwą muzyczną, której części składowe złożone są
bardziej z czarciego traktowania strun niż z doomowego kostkowania. Ich
prędkość także jest większa, a wręcz niekiedy przeradza się w istny blizzard,
który boleśnie rani uszy. Cóż, najnowsza propozycja Solus Grief jest
fantastycznym rozwinięciem koncepcji zapoczątkowanej na „With A Last Exhale” z
tym, że norweska dusza Praefuro wzięła górę i postawił on w większej mierze na
ukłon w stronę rodzimego black metalu. Muzyka jednak z tego powodu nie zatraciła
swego szczególnego klimatu, a niesie ona chmurną atmosferę podobnie jak kończące
się lato. Wspaniałe cztery kompozycje, które pomimo tego, iż trwają 47 minut,
zlatują szybko i nie męczą swoją długością. Nastrojowy i zarazem agresywny
black metal też trzeba umieć zagrać i Solus Griefto się udało. Polecam.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz