czwartek, 28 września 2023

Recenzja Omnivortex „Circulate”

 

Omnivortex

„Circulate”

Inverse Rec. 2023

Pochodzący z Helsinek Omnivortex to zespół młody, aczkolwiek prężnie działający. Założony w dwa tysiące dziewiętnastym, zadebiutowali rok później, by teraz uderzyć z nowym materiałem. Cóż, nie wiem jak rzecz się miała na „Diagrams of Consciousness”, ale „Circulate” jawi mi się albumem tyleż kolorowym, co nie do końca przemyślanym i spójnym. Ale po kolei. Finowie parają się śmierć metalem, a ściślej ujmując, techniczną jego odmianą. Ich nowy krążek otwiera „Dwells”, utwór utrzymany w średnim tempie z niewielkimi przyspieszeniami, z odrobiną dysonansu na gitarach i harmoniami mogącymi kojarzyć się bezpośrednio z Ulcerate. Nie wiem tylko po co w samym jego środku wyskakuje niczym diabeł z pudełka klimatyczne zwolnienie, które to całkowicie burzy drapieżny charakter utworu. Następnie idzie „Transforming to Pale Mist”… Powiem szczerze, że po dość djentcore’owym wstępie musiałem sprawdzić playlistę, czy czasem nie wkradł mi się jakiś chochlik. Ale nie, wszystko się zgadza, to nadal Omnivortex. Zgadza się, poza muzyką, która to ma się do tego co przed chwilą słyszałem jak pięść do nosa. Tam technika, tu toporne ciosanie. Jest co prawda solóweczka, ale jakaś koślawa, i ponownie akustyczny uspokajacz na zakończenie. Zaraz potem wracamy na właściwe tory, ale w wolniejszym tempie i z większą dawką melodii. I w samym środeczku pojawia się co? Tajest, pitolenie! A następnie bardzo klasyczna, heavymetalowa partia solowa. Czwarty na liście „Slumber in Black” to lekki przynudzacz, przy którym faktycznie można się zdrzemnąć. Zatem plus dla zespołu za trafny tytuł. Nie wspomnę już, co się nawet w nim, nie wiem na chuj, przewija, bo wiecie sami (patrz wyżej). Dalej mamy nawiązanie do death metalu zza wielkiej wody (taaaak, z szablonowym pitu-pitu, a jakże), i w tym momencie płyta zaczęła mnie wkurwiać na maksa. Bo stanowi taki na odpierdol robiony patchwork, w którym totalna tandeta i jałowość przeplata się z całkiem dobrymi akordami. Co prawda każdy z nich z innej parafii, ale są. Co z tego, skoro zaraz wskakuje jakiś melodeath i niszczy resztki w miarę pozytywnych wrażeń. Ja rozumiem, że Finowie starają się urozmaicać swoje piosenki, ale takie rzeczy robi się z głową a nie na chybił trafił. Słuchając „Circulate” sam już nie wiem jaka to z zamysłu miała być muzyka. Pewne jest jedynie to, że w każdym kawałku (jest na albumie jeden wyjątek, hurra!) będzie nastrojowe wyciszenie. Nie no, nie trafia to do mnie w żaden sposób. Może lepiej było posegregować pomysły i nagrać z trzy przyzwoite EP-ki? A tak wyszło niewiadomo co. Beznadzieja.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz