Paranoid
Schizophrenia
„Paranoid
Schizophrenia”
Rex Diaboli Death Syndicate 2023
No to mamy kolejną pozycję w katalogu powracającej
do życia Rex Diaboli Death Syndicate. Szczerze mówiąc nazwa kapeli bardzo mocno
zasugerowała mi, iż będziemy mieli do czynienia z death/grindem, tudzież
czystym grindem. Okładka tego wydawnictwa z kolei stanowi zgniłą wariację na
temat „Altars of Madness”. No to jak już odpalimy rzeczoną kasetkę, to zdziwimy
się dość mocno. Znajdziemy tu bowiem dziewięć kompozycji, dwadzieścia minut,
totalnie garażowego grania, które niejednego odrzuci po trzech nutkach. I
bynajmniej nie jest to granie w wydumanym przeze mnie na wstępie stylu. Azaliż
jest to bardzo prymitywne oblicze death/black metalu, głęboko czerpiące
zwłaszcza z wzorców kanadyjskich. Tak! Ross Bay i te sprawy odcisnęły, wręcz
wypaliły, w sercach muzyków piętno, którego ukryć się nie da. Można by w sumie
całą zawartość „Paranoid Schizophrenia” zawrzeć w stwierdzeniu, iż jest to
mieszanka Blasphemy i Revenge w bardzo podziemnym wydaniu. Bo znajdziemy tutaj
sporo rytmicznego, siłowego kostkowania na najwyższych obrotach, mnóstwo
zwolnień na przeładowanie broni, charakterystyczne sprzężenia czy rzygające
napalmem wokale. Rzecz w tym, że, powtórzę się, jest to w chuj prymitywne.
Brzmienie beczek przypomina walenie młotkiem w odwrócone wiadro, przy czym
chwilami podbijane jest dziwnym, metalicznym pogłosem. Z przekazu werbalnego
nic nie zrozumiecie, bo jest to głęboki, wkurwiony bulgot, a linie gitar
przecinają się we ściekłym amoku, chwilami sprawiając wrażenie jakby struny
były szarpane nie przez osobników gatunku ludzkiego, a hordę rozwścieczonych
psów. Wierzcie mi lub nie, ale takie właśnie napierdalanie jest dla mnie
esencją death/black metalu. Tu nie ma być ładnie, melodyjnie czy z przytupem.
Metal z założenia miał być odrażający i po stokroć bardziej odpychający
niż przymilający się do słuchacza. Dla przeciętnego,
młodego odbiorcy muzyki metalowej te nagrania będą niezrozumiałym gównem,
asłuchalnym chaosem, bulgotem. Chuja z tego zrozumie. Dla mnie z kolei jest to
mjut na uszy. Cudowny wyrzyg złości, pokazanie środkowego palca nowomodzie i
wsadzenie Jezusowi chuja w dupę. Zero innowacji, tylko staroszkolny kult
wiadomego cmentarza i neandertalskiego grania. Myślę, że limit tej kasety (60
sztuk) i tak został zawyżony. Ona powinna się ukazać w maksymalnie 20 kopiach.
Więcej pojebów zdecydowanych na jej zakup się nie znajdzie. Ja się cieszę, że
mam.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz